Karolina
Nienawidzę siebie za to, że przez te prawie cztery lata dawałam się tak oszukiwać i manipulować. Nienawidzę swojego ciała, bo dotykał je Filip. Nienawidzę tych wspólnie spędzonych chwil. Nienawidzę własnej głupoty, bo przecież wszyscy wokoło mówili mi, żebym już dawno to skończyła, a ja nadal mu wierzyłam. Ufałam jak nikomu na świecie. Byłam pieprzniętą, zakochaną po uszy idiotką...
Dziś są moje urodziny. Dwudziesty trzeci grudzień. To właśnie dziś kończę dwadzieścia dwa lata, a moje życie to jedna wielka pomyłka. Co roku ten dzień był dla mnie jednym z najszczęśliwszych, ale teraz mam ochotę iść na jakiś most i się z niego rzucić. Wiem, że to dziecinne, ale chyba tego właśnie mi potrzeba. chcę znowu być dzieckiem i nie mieć tych problemów.
- Karolina, dziecko, zejdź chociaż na obiad, wszyscy czekamy tylko na ciebie - do mojego pokoju wchodzi mama i siada przy mnie na łóżku.
- Nie jestem głodna...
- Dziecko, musisz coś jeść... Ja wiem, że nie jest Ci łatwo, ale musisz żyć normalnie...
- Mamuś, ale to tak strasznie boli... Nienawidzę samej siebie, że pozwoliłam, żeby to tak długo trwało...
- Poradzisz sobie, bo jesteś silna, słyszysz... A Twoją bronią jesteśmy my wszyscy...
- Dziękuję - przytulam się do niej i po chwili obie schodzimy na dół.
W domu jest pełno ludzi. W końcu Weronika i Michał się zaręczyli, a nasi i jego rodzice nawet się nie znają, więc to odpowiednia okazja, żeby się poznać. Przyjechali na całe święta i zajmują pokój Marcina, który oczywiście nie może przyjechać, bo liga angielska nie ma przerw. Jest z nami również siostra Michała, Lena, którą już poznałam. Razem z Weroniką złapałyśmy z nią bardzo dobry kontakt. Mamy nawet obie razem pokój, bo gościnny zajmują dziadkowie z Krakowa.
Obiad upływa w miłej, radosnej atmosferze. Państwo Winiarscy również załapali świetny kontakt z naszymi rodzicami, więc i Michał i Weronika chodzą w skowronkach i co chwilę się miziają, a ja mam przy tych wszystkich słodkościach odruch wymiotny. Z resztą nie jest to pierwszy raz, kiedy się tak właśnie czuję. Dziwi mnie jedynie to, że chyba wszyscy zapomnieli o moich urodzinach.
Następnie wszystkie kobiety znikają w kuchni, by przyrządzać to całe jedzenie na następne kilka, a nawet kilkanaście dni. Panowi natomiast dwoma samochodami udają się do szkółki leśnej, żeby kupić ładną dorodną choinkę. Ja w nic się nie angażuję. Zaszywam się w pokoju i słucham muzyki na maksa. Odpływam... Ale ktoś uparcie mi to uniemożliwia, bo dobija się do mnie, dzwoniąc.
- Halo.
- Cześć, tu Mariusz. Masz może czas, żeby się spotkać, bo mam dla ciebie propozycję?
- Cześć... No ale dziś?
- Tak, bo to ważne.
- No dobra. To bądź u mnie za pół godziny.
Szybko przebrałam się w bardziej wyjściowe ciuchy, bo przecież nie wypada przyjmować gości w starym, poprzecieranym dresie. Dokładnie pół godziny później otwieram już drzwi i witam się z Tobą. Oczywiście wzbudza to sensację wśród całej żeńskiej części rodziny. Witasz się z nimi i udajemy się do mojego pokoju.
- No więc o czym chciałeś pogadać? Co to za propozycja?
- Chodzi o to, że za tydzień moja przyjaciółka, a zarazem była dziewczyna wychodzi za mąż i chciałbym Cię poprosić, żebyś pojechała razem ze mną do Zielonej Góry i poszła ze mną na ten ślub i wesele. Zgodzisz się?
- Mariusz, ale ja? Wiesz, że czuję się okropnie... Popsuje Ci tylko imprezę...
- Nie popsujesz. Będzie wspaniale. Przyjadę w środę to pójdziemy na jakieś zakupy, bo jeszcze nawet garnituru nie mam i Tobie jakąś sukienkę wybrać trzeba będzie - uśmiechasz się zadowolony, bo chyba właśnie zdecydowałeś za mnie. - Dobra to ja już się będą zbierać... - całujesz mnie w policzek. - A tak w ogóle, to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - wręczasz mi jeszcze mały prezent.
- Skąd wiedziałeś?
- Weronika, Michał i wszystkiego się dowiedzieć można - jeszcze raz się uśmiechasz. - Dobra, to ja lecę. Do zobaczenia.
Wychodzisz, a ja zostają zdumiona w pokoju. Znamy się tak krótko, a pamiętałeś o tym, co powiedziała Ci moja siostra. Odpakowuję prezent, a moim oczom ukazuje się srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie piłki do siatkówki.
- Zaczynam Cię coraz bardziej lubić, Wlazły...
Dziś Wigilia, jeden z najważniejszych dni w życiu każdego człowieka. Podobno w nocy tego dnie dzieją się cuda, ale ja chyba przestaję w takie rzeczy wierzyć, bo cuda w prawdziwym życiu się nie zdarzają. Przynajmniej nie w moim. Już od prawie miesiąca nie widziałam się z Marcinem, nie rozmawiałam z nim. Nie odpisuję już na jego wiadomości, które codziennie wysyła na moją pocztę. Nie będę wyciągać do niego ręki. Niech się trochę namęczy. Ja już wiem, że mu wybaczyłam, ale on nie musi tego jeszcze wiedzieć. Niech nie myśli, że będzie mu tak łatwo przez całe życie.
W tym roku Wigilię spędzamy w domu Wojciechowskich. Sama nie wiem, czy powinnam tam iść, bo przecież oficjalnie jeszcze się z Tobą nie pogodziliśmy, ale przecież mam chyba prawo spędzić święta w dobrej atmosferze, wiedząc, że przecież nie wrócisz do domu, bo masz mecze, a kariera jest bardzo wysoko w Twojej hierarchii życia. Nie możesz pozwolić na to, żeby ktoś wygryzł Cię z pierwszego składu. Jesteś profesjonalistą.
Ubrana w granatową sukienkę do kolan z dłuższymi rękawami, schodzę na dół, gdzie wszyscy czekają już tylko na mnie. Tata i Paweł ubrani w najlepsze garnitury oraz mama w ciemno brązowej sukience. Ubieramy się w kurtki i wychodzimy z domu, udając się już na kolację Wigilijną.
Jak to już zwykle bywa u Pani Ani i Pana Tadeusza ich dom prawie, że pęka w szwach, ale to właśnie mi się podoba. Sama tak bardzo chcę, by urządzić kiedyś takie duże święta w rodzinnym gronie, żeby wszystko wyglądało tak jak tutaj. Każdy chodzi uśmiechnięty i zadowolony. Poznaliśmy już rodziców Michała, którzy są naprawdę miłymi i otwartymi ludźmi. Brakuje jeszcze tylko siostry Miśka, Karoliny i Weroniki. Po chwili i one się zjawiają.
Siadamy wszyscy do strasznie wielkiego stołu, który mieści prawie trzydzieści osób. Jest strasznie głośno, bo nie dość, że jest nas tyle, to jeszcze w około biegają dzieci. Zauważyłam że Paweł zaniemówił na widok Leny, czyli siostry Michała. Chyba mu się spodobała, bo teraz również nie spuszcza z niej oczu. Po podzieleniu się opłatkiem ze wszystkimi, co zajęło prawię godzinę, zaczęliśmy zajadać się tymi wszystkimi potrawami. Nagle rozległ się dzwonek, więc pani Ania idzie otworzyć.
- Synku, jednak jesteś - słychać jej szczęśliwy głos. - Jak ja się cieszę, że jesteś... Chodź szybko...
- Dobry wieczór - mówisz do wszystkich, ale patrzysz się prosto w moje oczy. - Przepraszam, że zakłócam, ale mam mało czasu... Aga, możemy pogadać?
- A mamy o czym? - mówię to przy wszystkich, a przecież niektórzy nie wiedzą, że się pokłóciliśmy. - Przepraszam wszystkich... Może chodźmy się przejść? - proponuję, ale szybko wybierasz inną opcję.
- Nie... Chodź na górę, bo nie mam czasu na jego marnowanie... - łapiesz mnie za rękę i prowadzisz do swojego pokoju. Puszczasz ją dopiero w momencie, gdy zamykasz pokój na klucz. - Aga, nie będę owijał w bawełne, bo dłużej już nie wytrzymam... Kocham cię i nie pozwolę nam na to, byśmy marnowali czas na głupie kłótnie - gwałtownie wpijasz się w moje usta. Próbuję Cię odepchnąć od siebie, ale czy tego właśnie chcę? Nie. Ja chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie. - Aga, powiedz, że mi wybaczasz...
- Już dawno Ci wybaczyłam, głupku - teraz to ja wpijam się w Twoje usta i nie mogę przestać...
Paweł
Lena... Przecież ja przez tę dziewczynę oszaleję. Codziennie myślę tylko o niej, o tym, żeby z nią rozmawiać, spędzać z nią jak najwięcej czasu, żeby całować jej ciało. Teraz jeszcze spędzę z nią święta. Czy może spotkać mnie jeszcze większe szczęście, niż to, które mnie spotkało, stawiając mi ją na drodze. Przecież gdyby wtedy, w sierpni nie wpadła na mnie, gdybym nie usłyszał jej krzyków, to nie poznalibyśmy się wcześniej.
Cały czas ją obserwuję, a ona nie zwraca na mnie uwagi, tylko zajmuje się gośćmi lub bawi się z małymi dziećmi. Zachowuje się tak, jakbyśmy się w ogóle nie znali, a przecież znamy się znakomicie, można by powiedzieć, że nawet dogłębnie. Widzę, że ma doskonały kontakt z bratem, bo rozmawiając ze sobą co chwilę wybuchają śmiechem. Równie dobrze dogaduje się z dziewczynami, a przecież dopiero dziś je poznała.
Kiedy widzę, że wychodzisz z salonu i wchodzisz na górę, idę za Tobą i czekam, aż wyjdziesz z łazienki. Stoję pod drzwiami od małego pomieszczenia i zastanawiam się co tak na prawdę mogę Ci powiedzieć? Cześć, jak tam leci? albo Dobrze się bawisz? Nie wiem co powiedzieć i czuję, że coraz bardziej zżera mnie strach. Nagle drzwi się otwierają, a ty wychodzisz na korytarz i wpadasz na mnie.
- Co tu robisz? Szedłeś za mną? - pytasz się mnie, a mi brakuje języka w ustach. - Paweł, czego chcesz?
- Dlaczego... - chyba powoli odzyskuję mowę. - Dlaczego udajesz, że się nie znamy?
- A co mam niby im wszystkim powiedzieć? O patrzcie, to ten chłopak, z którym się pieprze kilka razy w tygodniu i jest mi z nim cholernie dobrze. Tak mam im powiedzieć?
- Nie... Przepraszam...
- Nie musisz... Chodź, wejdziemy do jakiegoś pokoju, bo tutaj każdy może nas usłyszeć - łapiesz mnie za rękę i ciągniesz do pokoju Weroniki. - Tutaj możemy spokojnie porozmawiać.
- Lena, nie musimy im mówić, że się spotykamy, bo oboje wiemy na jakich zasadach, ale proszę, nie udawaj, że się nie znamy.
- Dobrze, ale ty również masz mi coś obiecać.
- Dobrze, ale powiedz mi tylko co.
- Masz obiecać mi, że nigdy się we mnie nie zakochasz - tylko nie to.
I co ja mam ci odpowiedzieć? Przecież obiecałem już to, nawet nie wiedząc, czego chcesz. Przecież ja już się w Tobie zakochałem, więc już wiem, że wypełnię obietnicę, bo przecież od teraz już się nie zakocham, to już trwa.
- Obiecuję - mówię, a w Twoich oczach pojawia się nić smutku, tylko z jakiego powodu, skoro to ty nie chcesz się angażować, więc powinno być ci to na rękę.
- Chodźmy już na dół, bo wszyscy się chyba zastanawiają, co się stało.
Po powrocie zachowujemy się już z goła inaczej niż przedtem. Rozmawiamy, śmiejemy się i wreszcie nie muszę ukrywać tego, że mi się podobasz, bo chyba wszyscy już to widzą. Każdy zerka na nas z uśmiechami i cicho coś szepcze od osoby siedzącej obok. To jednak nie koniec dobrych nowin na dzisiejszy wieczór. Chwilę po nas do salonu wchodzą, również uśmiechnięci i zadowoleni, Aga i Marcin.
- Wyjaśniliście już sobie wszystko? - pytam ich, a oni tylko się uśmiechają i przytulają do siebie.
- Teraz już tak - odpowiada mi siostra. Po chwili siedzimy już wszyscy przy stole i rozmawiamy czy jemy coś. Widać po każdym, że te święta na prawdę można zaliczyć do udanych.
~*~*~
Hej Wam :)
Przepraszam, że dodaje dopiero dziś, ale co z tego, że zaczęły się wakacje, jak ja nadal nie mam czasu. W piątek zakończenie, więc trochę czasu w szkole no a potem ognisko klasowe, na którym nie wypadało nie być. Sobota to dzień poświęcony sprzątaniu. A niedziela to już piknik rodzinny i pierwszy turniej w tenisie stołowym od czasu kontuzji. Konkurencja na początku marna, ale potem byli już najlepsi i myślę, że drugie miejsce po tak długiej przerwie to i tak dobry wynik :D
Przede wszystkim to chciałabym życzyć Wam wspaniałych udanych wakacji i wreszcie chwili odpoczynku :)Zapraszam również na 13 rozdział na Przeszłość.
Pozdrawiam serdecznie,
Dzuzeppe :*
ja od początku kibicowałam Karolinie i Mariuszowi i będę to robić tak długo, aż się wreszcie zejdą ;) Fajna jest ta atmosfera świąteczna, opłatek ludzie się godzą. Super tylko ile tak można? ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
U nas wakacje a tu święta :D Fajnie
OdpowiedzUsuńRównież życzę Ci udanych wakacji, aby były nie zapomniane :)
Pozdrawiam :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Święta ;) To już tak dawno było, że przy obecnym ukropie chętnie bym chociaż na chwilę wróciła do tej pogody ;) Jak widać święta bohaterom udały się. Pokłóceni narzeczeni się pogodzili, Weronika powoli wraca do siebie tylko Paweł musiał obiecać Lenie coś co już się zdarzyło. Miejmy nadzieje, że i ona sie w nim szybko zakocha i skończą tą szopkę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
no proszę, jak święta wpływają na ludzi :D
OdpowiedzUsuńHa!! nadrobiłam w tak szybkim tempie, że mogę sobie nadać tytuł Chucka Norrisa!
OdpowiedzUsuńBoniu święta! Jakoś dziwnie czyta się o nich w lipcu, ale co mi tam. Tęsknię za tą atmosferą, choinką, Wigilią (za zimnem i śniegiem nie).