piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 22 - "Taki mężczyzna trafia się tylko raz na całe życie"


Karolina 

Święta, święta i już po świętach, a to co po nich zostało, to przepełniona lodówka, trafione zazwyczaj prezenty i kilka kilogramów więcej. Czy zostało coś jeszcze? Oczywiście, że tak. Zostały wspaniałe wspomnienia, bo jeszcze nigdy święty Mikołaj nie przyniósł mi tortu pod choinkę, a dodatkowo na dworze pojawił się mój pierwszy własny samochód. Wspomnienia, które zostanę, to również zaręczyny Weroniki i Miśka, oraz ta bransoletka, która spoczywa na moim nadgarstku.


Już za parę minut spotkam się z Mariuszem, bo na siłę chce mnie wyciągnąć na zakupy. Jestem tylko ciekawa, kto tu niby jest kobietą, bo na pewno nie ja. Ubieram się, lekko maluję i jestem już gotowa. W domu nadal są dziadkowie, którzy zostają, aż do samego Sylwestra, którego spędzą razem z rodzicami na balu sylwestrowym. W domu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Biegnę, więc na złamanie karku, żeby tylko być pierwsza, ale niestety nie udaje mi się i otwiera babcia.

- A młodzieniec to do kogo? - pyta, ale za bardzo nie wiesz, co odpowiedzieć.
- Do mnie babciu - ratuję Cię z opresji. - Właściwie to my już wychodzimy - uśmiechnęłam się do niej słodko, a ona tylko puściła mi oczko.
- Ach dzieci, dzieci... Wszyscy na około zakochani, a ja ciągle przy tym samym mężczyźnie... Świat wariuje na punkcie miłości - po chwili znika już za drzwiami do kuchni, a my wychodzimy z domu.
- Twoi rodzice wiedzą, że zabieram im Ciebie na Sylwestra? - pytasz, a ja zdaję sobie sprawę, że nie wiedzą.
- Jeszcze nie, ale dziś im powiem - markotniejesz. - Ej, chłopie, czyżbyś ty bał się moich rodziców i tego co powiedzą? Zapewniam cię, że na pewno nie będą mieli ci tego za złe - uśmiecham się, ty po chwili również. -  To gdzie jedziemy?
- Do centrum handlowego - rzucasz uradowany i ruszamy w drogę.

Nigdy nie uśmiechało mi się łażenie po sklepach i przebieranie w promocjach czy sklepowych wystawach, Zawszę wyznawałam zasadę, że po co chodzić, jak to samo można kupić w pierwszym lepszym sklepie. Z Tobą chodzę już ponad trzy godziny i wcale nie narzekam na nudę, czy ból nóg. Wręcz przeciwnie. Najpierw szukaliśmy dla ciebie garnituru, a jak już znaleźliśmy odpowiedni, kupiliśmy go. Następnie z chęcią buszuję razem z Tobą pośród półek i wybieram sukienki, które mogą się nadać i na sam ślub, jak i poprawiny, które jednocześnie będą zabawą sylwestrową. Obładowani ruszamy do przymierzalni. To znaczy ja ruszam, a ty tylko oceniasz kreacje, siedząc wygodnie w fotelu.

- Mariusz, a może ta. Ładnie się układa, nie jest za krótka, kolor mi odpowiada. Co ty na to?
- Nie podoba mi się. Przymierz może następną, co?
- Ale ja mam już dosyć przymierzania, zdejmują ją i wracam do domu, a na to Twoje wesele to w końcu w starej kiecce pójdę, albo w ogóle nie pójdę! - obróciłam się na pięcie, o mało co nie potrącając pani sprzedawczyni i ruszyłam do przebieralni. Gdy nie miałam już na sobie sukienki i stałam w samej bieliźnie, zasłona nagle się odsunęła i wślizgnąłeś się do środka. - Co ty tu do cholery robisz, co?! - krzyknęłam, próbując cokolwiek zakryć, ale i tak widzisz wszystko.
- Przepraszam, ale musiałem ci je pokazać. Przymierz .
- A może chociaż byś wyszedł, co?
- Oj tam... jak chcesz to mogę się odwrócić, a potem pomogę ci się zapiąć - nie zwracając za bardzo na Ciebie uwagi zaczęłam ją zakładać. Pomagasz mi tylko z zamkiem. - No i chyba mamy już sukienką na Sylwestra - uśmiechasz się. - Bierzemy ją. Pójdę z nią do kasy, a ty przymierz jeszcze i mi się w niej pokaż.
- Tak jest, panie sierżancie... - chwyciłam się za brzuch, bo czułam, że coś mi się chyba cofa.
- Ej, coś jest nie tak?
- Nie, wszystko jest w porządku, tylko trochę mi niedobrze po tych świętach. Chyba się czymś zatrułam. Dobra wychodź, .a ja się przebieram.

Ostatnia sukienka spodobała się nam obojgu i została wyróżniona, jako strój na ślub i wesele. Za sukienki zapłaciłeś, nawet nie dając mi dojść do głosu. W tym samym sklepie dobraliśmy jeszcze moje dodatki i krawat dla ciebie, za które już ja płaciłam. Odszedłeś na chwilę, bo ktoś do ciebie dzwonił.

- Ile płacę? - pytam się grzecznie kasjerki w starszym wieku.
- 257 złoty... Ma pani ogromne szczęście... Taki mężczyzna trafia się tylko raz na całe życie. Ma pani wspaniałego męża...
- Ale my nie jesteśmy nawet razem - mówię, chowając resztę do portfela.
- Ale będziecie... Mówię pani, a ja się na ludziach znam - uśmiecha się, a ja pospiesznie wychodzę ze sklepu.
- Karolina! Zaczekaj na mnie! - podbiegasz do mnie - Co się stało?
- Nic... Po prostu mam ochotę na coś do jedzenia. Jedziemy do mnie?
- Jasne, że tak.


Agnieszka

Te święta zapamiętam do końca życia. Pierwszy raz przeszłam taką metamorfozę mentalną przez te kilka godzin. Ale co dobre, szybko się zazwyczaj kończy i trzeba wracać do rzeczywistości, czyli do wykładów i nauki. W końcu sesja nieuchronnie się zbliża, a ja muszę się nią zając, bo inaczej to nici z mojej kariery psychologa.


Wczoraj, czyli w czwartek, Marcin wyleciał już do Londynu, a ja nie mogłam lecieć z nim. Myślę, że to nawet dobrze, bo taka lekka przerwa dobrze nam zrobi. Odpoczniemy od siebie, zatęsknimy i poczujemy smak samotności. Na lotnisku dosłownie nie mogliśmy się od siebie oderwać, a udało się to tylko dzięki dziewczyną, które nas pospieszały i pilnowały, żeby się nie spóźnił. Punktualnie o 14.00 był już w powietrzu, a my z dziewczynami wpadłyśmy na pomysł, żeby zrobić sobie taki całkowicie babski wieczór z winem i dobrymi filmami.

Wina było zdecydowanie za dużo, bo dziś wszystkie, lekko mówiąc, zdychamy. Kac morderca męczy, jak gdyby to było dla niego wyzwanie, żeby zatruć nam doszczętnie radość życia. Leżymy wszystkie na kanapie i zastanawiamy się, kto był taki mądry, że wymyślił coś takiego, jak alkohol, bo na pewno jego iloraz inteligencji musiał być znikomy. 

- Dziewczyny, nigdy więcej nie tknę procentów - wzdycha Weronika.
- A ja to chyba nawet dobrze nie wytrzeźwieję, a będę drugie pić... - Karolina przeciągnęła się i miała zamiar wstać, ale od razu złapała się za głowę i z powrotem się położyła.
- O czym ty mówisz? - obie spojrzałyśmy na nią podejrzliwie.
- A to nie mówiłam Wam? - kręcimy przecząco głowami. - Mariusz zaprosił mnie na wesele swojej przyjaciółki jako osobę towarzysząca... No i się zgodziłam i w sobotę idę się bawić, a właściwie to jadę, bo to w Zielonej Górze będzie...
- I teraz mi to mówisz?! Przecież ciebie na Sylwestra w domu nie będzie, a z Michałem chcieliśmy zaprosić ciebie, Mariusza, Agę, Pawła i Lenkę, a teraz to nici... Ale może nawet to dobrze - już widzę ten błysk w oku Weroniki, co jest spowodowane tym, że coś wymyśliła. - Będziecie mieli więcej czasu tylko dla siebie...
- Zamknij się waria... - nie dokończyła, bo przerwał jej telefon, który zaczął dzwonić. - Tak, słucham. ... Ale na co gotowa? ... O kurwa. Mariusz ja jestem u Agi w mieszkaniu, weź po mnie przyjedź, pojedziemy do domu, spakuję się i już ruszamy, dobra? ... To czekam, już na ciebie. ... No pa... - zakończyła rozmowę. - Dziewczyny ja się będą zbierać. Mariusz już jedzie. Aguś mogę z łazienki skorzystać? 
- Jasne, że tak. Chcesz może jakieś ciuchy na zmianę?
- Czytasz mi w myślach, normalnie was kocham dziewczyny - krzyknęła już z łazienki, a nam na twarz wkradł się uśmiech.
- Myślisz, że z tej dwójki, to może być coś więcej?
- Jeśli Mariusz zrobi jej choć malutką krzywdę, to zabiję. Jeśli oni nie będą razem, to mi tu - wskazała na swoją dłoń - kaktus wyrośnie - zaśmiała się.
- No popatrz, co ta miłość z człowiekiem robi. Pamiętasz jak w kwietniu całe nasze życie, to było jedno wielkie bagno? A teraz wszystkie jesteśmy szczęśliwe.
- Mamy po prostu cholerne szczęście, Aguś...


Mariusz

Trafienie pod właściwy adres mieszkania Agi trochę mi zajęło, ale na szczęście nie musiałaś na mnie czekać. Szybko pojechaliśmy do Ciebie, spakowałaś się i ruszyliśmy w drogę do Zielonej góry. Przez pierwszą godzinę byłaś wesoła i cały czas się śmieliśmy z opowiadanym historii. Było mi tak dobrze, jak jeszcze z nikim, a zazwyczaj nie lubię jeździć z kimś, bo ma jakieś zastrzeżenia do prędkości, z którą jadę, ale ty nie masz żadnych. Ufasz mi...

Przed chwilę zasnęłaś. Wyglądasz tak słodko, delikatnie. Nie rozumiem, jak Twój były już na szczęście chłopak mógł Cię skrzywdzić? Jak mógł zmuszać Cię do czegoś, czego nie chciałaś? JA mógł  być takim padalcem i wypuścić Cię ze swoich rąk? Ja nigdy bym tak nie postąpił, gdyby taka dziewczyna jak ty, mnie kochała. Starałbym się o ciebie cały czas. A na pewno bym Cię w taki sposób nie skrzywdził, ale przecież, nie jesteśmy razem, żebym mógł tak myśleć...

Kilka godzin później, po małym postoju na stacji, jesteśmy już pod hotelem, w którym wszyscy przyjezdni goście będą mieszkać oraz odbędzie się tutaj całe przyjęcie weselne. Budynek nie wygląda na zwykły hotel, lecz na jakiś kilku gwiazdkowy. Ale co się dziwić. W końcu rodzice Ewy wszystko muszą mieć najlepsze, a że stać ich na to, więc starają się jej dogodzić wszystkim. Ona jednak nie zmieniła się pod wpływem pieniędzy, lecz pozostała taka, jaką ją poznałem.

- Karolina, budzimy się... Jesteśmy już na miejscu.
- Już...  - przeciągasz się i oboje wychodzimy z samochodu. - Yyy... Ta Twoja była to chyba bogatych rodziców ma, nie? Kurcze, chyba pierwszy raz jestem w takim hotelu. Mariusz, imponujesz mi - śmiejesz się.
- Dobra idź już, a ja wezmę nasze walizki - biorę bagaże i wchodzę za Tobą do wielkiego holu. podchodzimy do recepcji. Witamy się z ładną blondyneczką, która tu pracuje i prosimy o klucze do naszych pokoi.
- Klucze? Mam tutaj napisane, że na nazwisko Wlazły ma być tylko jeden apartament - odpowiada niejaka Kasia, przynajmniej tak ma napisane na plakietce.
- Apartament? Ale łóżka dwa w tym apartamencie są, prawda? - pytasz się jej.
- Jest tylko jedno dwuosobowe... Czy zaszła jakaś pomyłka? Przykro mi, ale tak nam pani Ewa z panem Markiem wszystko podali. Przepraszam, ale nie mogę nic na to poradzić.
- Dobrze, niech już będzie, najwyżej będziesz na podłodze spał...- śmiejesz się ze mnie - Niech nas pani zamelduje.

Od teraz już wszystko poszło bez problemów. Wjechaliśmy windą na trzecie piętro, dotarliśmy pod odpowiedni 36 numer pokoju i weszliśmy do niego. Gdy tylko zdążyłem postawić nasze walizki, Ty już znałaś całe nasze cztery kąty na ten weekend na pamięć. Położyłem się na naszym wspólnym łóżku i patrzyłem na ciebie, na to jak krzątasz się, rozpakowując swoje rzeczy. Cały czas się śmiejesz, a mi się cholernie to podoba.

- Długo ci jeszcze z tym zejdzie - pytam.
- Nie... Właściwie to już skończyłam - mówisz chowając walizkę.
- No to super. Chodź zejdziemy do restauracji na kolacje rodzinną.
- Kolacje rodzinną? A co to niby jest? Przecież ani ja ani ty nie jesteśmy rodziną dla pary młodej.
- Tak się tylko mówi. Będą tam wszyscy goście, którzy są już na miejscu. Idźmy już, bo głodny jestem - łapię Cię za rękę i schodzimy na dół.

Tak jak myślałem, wszyscy już są, oprócz przyszłej pary młodej. Siadamy na nasze miejsca, które umieszczone są przy krzesłach moich rodziców. Dlaczego zostali zaproszeni? Od zawsze przyjaźnili się z rodzicami Ewy, a dla niej byli jak ciocia i wujek, a nawet po naszym zerwaniu postanowili utrzymać dobry kontakt. Przedstawiłem Cie im, na co zareagowali bardzo pozytywnie. Spytali od kiedy jesteśmy razem.

- Właściwie to... - przerywasz mi o mówisz.
- ... jesteśmy ze sobą od świąt - uśmiechasz się grzecznie do rodziców.

Od tego momentu atmosfera się ociepla i schodzi ze mnie stres. Co chwilę wybuchamy śmiechem, tak że parę osób patrzy na nas jak na dziwnych ludzi, ale nas to nie obchodzi. Po dwóch godzinach wracamy już do pokoju. Ja postanawiam obejrzeć telewizję, a ty bierzesz kąpiel, która trwa już blisko dwie godziny. Gdy wreszcie wychodzisz, biorę szybki prysznic i zmierzam do sypialni.

- A ty gdzie? Przecież powiedziałam, że będziesz na podłodze spał.
- Myślałem, że żartujesz...
- Nie żartuje... Patrz nawet Ci już koc i poduszę ułożyłam - wskazujesz rękę na miejsce pod szafą.
- Karolina...
- Dobranoc.

Nie pozostaje mi nic innego, jak położyć się chociaż na kanapie, byleby tylko się chwilę przespać i być na jutro wypoczęty. Gdy już prawie śpię, słyszę Twoje kroki i cichy głos.

- Mariusz, ja żartowałam... - otwieram oczy. -  Chodź do łóżka, przecież zmieścimy się oboje - śmiejesz się. Chwytasz mnie za rękę i ciągniesz do sypialni, sama kładziesz się po jednej stronie, a mi każesz po drugiej.
- Chyba należy mi się jakieś przepraszam, nie? - mówię, leżąc już w łóżku.
- Przepraszam - mówisz szeptem i przysuwasz się do mnie.
- O nie. Tak dobrze to nie ma. Tutaj poproszę - wskazuję na swój policzek, w który już po chwili mnie całujesz i układasz się blisko mnie, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Zaskakujesz mnie tym, ale nic nie mówię, tylko obejmuję cię ramieniem. - Dziękuję za to, że powiedziałaś rodzicom, że jesteśmy razem, nawet jeśli to kłamstwo.
- Nie ma za co... Mariusz ja na prawdę lubię z Tobą gadać, ale teraz proszę, zamknij się już i śpij!


~*~*~
Powoli sama się zawodzę tym opowiadaniem :( Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś tak mi się nie chce już tego pisać i dlatego takie opóźnienia. Zdecydowanie inaczej jest z To tylko siedem dni, Kotku gdzie pojawił się już 2 rozdział oraz z Przeszłością gdzie pojawił się 15 rozdział. Nie wiem czy sobie tego nie odpuścić i zająć się czymś innym, bo chyba porwałam się z motyką na słońce, biorąc się za taką historię.
Być może zauważyłyście, że zmienił się trochę wygląd tego bloga. W tle jest mój własny rysunek, który wykonałam już dawno temu, a że teraz chciałam coiś zmienić, to oto znalazł się na blogu. :D Być może zmieni się jeszcze coś, ale wolę nie zapeszać :p
A tak na poważnie, to zapraszam Was serdecznie na Opowiadania o blogi o sportowcach Dziewczyny robią dobrą robotę i nic za to nie chcą :D
Pozdrawiam serdecznie,
Dzuzeppe :*
Mam nadzieję, że za tydzień znowu się tu zobaczymy :)

7 komentarzy:

  1. No ej! Nie możesz tak tego zostawić. Może zrób sobie krótką, ale krótką nie długą :p przerwę, może wtedy coś ruszy. Ale rozdział nie jest zły. Mi się podoba, bo jest Mariusz i jest git! On się chyba zakochał w Karolinie. Ciekawe czy ona też? No nic, miejmy nadzieję, że do przyszłego tyg. :)
    PS. Serio to ty rysowałaś? Wow. Piękne to jest. Zazdroszczę takiego talentu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to mój rysunek :) Dziękuję :* Jeśli chcesz zobaczyć inne prace, to napisz do mnie na gg(15696793) a podam Ci link do fb i tam będzie mogła zobaczyć więcej :)

      Usuń
  2. Karolina i Mariusz są coraz bliżej siebie. Tylko, że on musi uważać, bo niekoniecznie Karo jest już gotowa na nowy związek. Pewnie system małych kroczków byłby najlepszy:)
    Piękny rysunek, Ja niestety takich talentów nie posiadam.

    Moja wizja Łukasza Kadziewicza na http://mynieistniejemy.blogspot.com/. tak na pocieszenie po Warnie:(

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi to opowiadanie się bardzo podoba :D mam nadziej , że postanowisz napisać go do końca :)
    Fajnie , że Mariusz z Karoliną tak dobrze się dogadują i liczę ,że wkrótce będa razem
    Rysunek jest świetny i troche Ci zazdroszcze :D
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam , Luna :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już zaczęłaś, to kończ :P
    Tak jak czytelniczka pisała, Maniek musi uważać z Karoliną. Ona jeszcze jest myślami przy starym związku i wcale się nie dziwię, że boi się zaczynać coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolina i Mariusz są naprawdę blisko i od bycia na poważnie ze sobą brakuje jednego kroku, ale Karolina go tak szybko nie zrobi czy mu się nie podda. Jeszcze nie jest na to gotowa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Karolcia i Mariusz będą parą. Jestem tego pewna ;)

    OdpowiedzUsuń