czwartek, 24 października 2013

Rozdział 27 - " Bądź ze mną i dalej sprawiaj, żebym chciał z każdym dniem pokochać cię jeszcze mocniej."

Rok 2008, czerwiec



Weronika.

Siedzę razem z Karoliną, Agą i Lenką w ogrodzie naszego domu. Mama z panią Marzeną przygotowują obiad w naszej kuchni, a tato z panem Darkiem i Pawłem wywiali do monopolowego po jakieś dobre winko, żeby uczcić okazję. Sama nawet nie wiem jaką, ale czuje, że to coś związanego z Agą. Chodzi cała uśmiechnięta i co chwile odpisuje na SMS-y od Marcina. Oczywiście nasz kochany braciszek też nie może powiedzieć o co chodzi. Ale już za parę godzin dowiemy się, o co chodzi. Marcin ma być lada chwila w domu, a chłopaki dopiero po porannym treningu na zgrupowaniu.


Po pojawianiu się piłkarza, Aga nie mogła się od niego oderwać. Cały czas coś do siebie szeptali i uśmiechali się do wszystkich. Mając już dosyć tej słodkości, poszłam do swojego pokoju i zaczęłam słuchać płyty poleconej przez Lenę. Zamknęłam oczy i słuchałam tego, co płynęło z głośników mojej wieży. Oczami wyobraźni widziałam samą siebie za kilka lat. Roześmianą kobietę, która bawi się w jesiennych parkowych liściach z dwójką swoich niebieskookich dzieci, by po chwili sama leżeć w takich liściach i wpatrywać się w roześmiane oczy swojego męża. 

- Jestem...
- Michał? - od razu zrywam się z łóżka i biegnę do niego, stojącego w drzwiach pokoju. Nie pozwala mu na powiedzenie czegokolwiek innego, lecz ciągnę go na miękki materac. Popycham go do tyłu, a sama kładę się tuż obok i zerkam w jego oczy. - Tęskniłam za Tobą - całujesz go mocno w usta.
- Weronika... Kocham cię.
- Przestań gadać, tylko mnie pocałuj...

Robi to, o co go proszę. Delikatnie muska moje spragnione usta, chcąc zatrzymać nas oboje w tej chwili jak najdłużej się da, lecz oboje wiemy, że na dole czekają nasi bliscy i wszystko to, co siedzi głęboko w nas, musi zaczekać do wieczora.


Mariusz.

Poinformowany przez twoją mamę, że siedzisz w ogrodzie na wielkiej huśtawce, udaję się tam i widzę cię. Lekko się uśmiechasz, masz zamknięte oczy, cicho nucisz jakąś nieznaną mi melodię. Twoja włosy zwisają w dół, wiatr podwiewa letnią sukienkę, słońce ogrzewa twoją twarz. Jesteś po prostu piękna. Jesteś moja... Podchodzę do klombu z kwiatami. Zrywam jedną stokrotkę. Podchodzę z nią do ciebie. Delikatnie muskam nią twój policzek.

- Wstawaj, moja księżniczko - szepczę do twojego ucha. - Jesteś piękna...
- Mariusz?
- Tak?
- Zamiast pieprzyć farmazony, po prostu mnie pocałuj - otwierasz oczy i zsuwasz się na ziemię, zrównując się ze mną. 
- Kocham cię...

Przysysam się do twoich ust i nie potrafię przestać. Nie myślę o jutrzejszym powrocie do Spały, o kolejnych morderczych treningach, o godzinach spędzonych na hali. Myślę tylko o całkowitej pewności, że to właśnie ty jesteś tą jedyną. Marzę o tym, byś została moją żoną. Niechętnie odrywam się od twoich warg i proponuje spacer. Zgadzasz się od razu i po chwili spacerujemy już łódzkimi uliczkami. 

Nawet na chwilę nie wypuszczam twojej dłoni ze swojego uścisku. Idziesz przed siebie, a ja podążam za tobą, całkowicie ci ufając. Znajdujemy się obok wielkiej fontanny, przy której jest pełno ludzi. Bez wahania wchodzisz na murek i chodzisz po nim, a ja trzymam cię na rękę. Śmiejesz się. Jesteś szczęśliwa, a ja pragnę, byś była jeszcze bardziej. Pragnę, byś była ze mną już na zawsze.

- Karolina? - szepczę, gdy siedzisz już spokojnie na brzegu fontanny i wpatrujesz się w biegające wokół nas dzieci. - Wyjdziesz za mnie? - klękam przed tobą, wzbudzając sensację zgromadzonych ludzi. W końcu nie zawsze widzi się oświadczającego się sławnego siatkarza.
- Ale... Mariusz...
- Wiem, że to pewnie za wcześnie, że oboje jesteśmy jeszcze młodzi, że najpierw praca potem rodzina... Ale wiesz, co? Cholernie cię kocham i chcę, byś każdego następnego dnia była już ze mną związana, żebyś chciała założyć ze mną prawdziwą rodzinę... Kocham cię po prostu...
- Myślałam, że nigdy mi tego nie powiesz - uśmiechasz się. - Oczywiście, że za ciebie wyjdę... Kocham cię i nie zamierzam przestać - przytulasz się do mnie.
- Gorzko, gorzko! - rozbrzmiewa wokół nas razem z gromkimi brawami, ale ja widzę tylko ciebie, moją przyszłą żonę.


Paweł.

Z całego domu i ogrodu wszyscy jakby pouciekali, bo wszędzie zrobiło się strasznie cicho. Młodzi Wojciechowscy zamknięci w pokoju Marcina, ja z Lenką w salonie, Werka z Michałem na górze, rodzice moi i Agi oraz sami gospodarze dyskutujący cicho w ogrodzie. Mariusz porwał Karolinę na jakiś spacer. Wielki rodzinny dom jakby zamilkł, czekając na radosne chwile. Marcin nie wytrzymał i powiedział mi wczoraj, co jest tą okazją do opicia. Z resztą nie zdziwiło mnie to, bo widziałem już, że moja siostra unika alkoholu. Przyjaciel potwierdził tylko moje prorokowania. Czyli życzenia z wieczoru kawalerskiego się spełniły.

Sam dziwię się temu wszystkiemu, co dzieje się ostatnio w naszych rodzinach. Jeszcze dwa lata temu mój przyjaciel i siostra nie potrafili powiedzieć sobie tego, że nadal się kochają. Karolina była wykorzystywana przez Filipa. Weronika tkwiła w toksycznym związku, a ja sam nie miałem żadnych celów w życiu. To dzięki pewnym wydarzeniom sprzed tych kilkudziesięciu miesięcy każdy z naszej paczki wreszcie jest szczęśliwy.

- O czym tak myślisz?
- O tym, że teraz wreszcie wszystko jest tak, jak być powinno. Marcin ożenił się z Agą. Karolina znalazła wreszcie prawdziwą miłość Przy Mariuszu. Weronika zakochała się w twoim bracia, a ja sam znalazłem ciebie i mój świat odzyskał barwy. 
- Wiesz, że dziękuję Bogu za to, że wtedy się pojawiłeś. Gdyby nie ty, już nigdy nie potrafiłabym się uśmiechnąć... Dziękuję - składasz delikatny pocałunek na moich ustach.
- Nie dziękuj. Bądź ze mną i dalej sprawiaj, żebym chciał z każdym dniem pokochać cię jeszcze mocniej.


Agnieszka.

Nie mogę uwierzyć w to, że przez tak krótki czas tak wiele mogło zmienić się w moim życiu. Wieczorem, kiedy zamknę oczy, myślę, ze to wszystko to sen, z którego pewnego dnie brutalnie się obudzę. Ale tak się nie dzieje. Wszystko nadal trwa i staje się coraz to szczęśliwszą bajką. Każdy następny dzień jest jeszcze większym szczęściem niż ten poprzedni. Dwa lata sprawiły, że zostałam żoną, a w przyszłości zostanę również matką dziecka mężczyzny, który przez całe moje dotychczasowe życie gościł w moim sercu.

- Marcin, skocz na dół po coś słodkiego.
- Chcesz, żeby wszyscy się domyślili przed czasem?
- Moja wina, że mam zachcianki? - wystawiam mu język i delikatnie muskam jego usta.
- Moja wina, że cię tak bardzo kocham?
- Po części tak, bo teraz zrobisz dla mnie wszystko... No leć już, głodna jestem.

Zostaję sama w jego dawnym pokoju, w którym w przeszłości przesiadywałam całe godziny. Kiedyś wszystko było tajemnica, a teraz mogę legalnie spać w tym łóżku. Mogę legalnie mówić wszystkim na około, jak mocno go kocham. Od pewnego zeszłorocznego sierpniowego dnia zmieniło się całe moje życie. Po ślubie nadal mieszkaliśmy osobno. Marcin nadal w Londynie, ja nadal w Łodzi. Na szczęście od sierpnia tego roku będziemy już razem. Skończyłam studia, a teraz najważniejsza będzie ta mała istotka, która przyjdzie na świat za siedem miesięcy. 

- Marcin... Dziękuję, że się nie poddałeś...
- To ja dziękuję, że mi wybaczyłaś... Kocham cię...


Dzisiejszy dzień jest bardzo wyjątkowy. Cały dom państwa Wojciechowskich tryska radością. Cała rodzina zasiada przy dużym stole w ogrodzie i zajada się pysznościami przygotowanymi przez panią Anie i Marzenę. Mięsa na grillu doglądają pan Tadeusz z panem Darkiem a ich szczęśliwe dzieci śmieją się z opowiadanych anegdot. Szczęśliwi rodzice mało co nie płaczą, widząc, jak ich dzieci wreszcie kierują się na właściwe tory i dorastają do najważniejszych decyzji w życiu  Wspominają chwile, gdy siedzące obok pociechy ze swoimi drugimi połówkami były jeszcze małymi berbeciami i robiły w pieluchy. 

Młode małżeństwo wymienia się jednoznacznymi spojrzeniami. Oboje chcą wyrazić swoją radość z zaistniałego faktu ciąży Agnieszki. Jeszcze chwila. Jeden kęs obiadu. Oboje naprowadzają towarzystwo na temat dzieci, by w jednej krótkiej chwili wypowiedzieć magiczne słowa, dla przyszłych babć, dziadków, cioć i wujków.

- Chcielibyśmy wam powiedzieć... - zaczyna chłopak, lecz nie potrafi dokończyć.
- Za około siedem miesięcy przyjdzie na świat nasze dziecko - oboje emanują szczęściem, które udziela się wszystkim wokół.

Pierwszy wujek małego szkraba razem ze swoją dziewczyną radośnie spoglądają na siebie, zdając sobie sprawę, że i oni chcieliby w przyszłości razem założyć rodzinę i spodziewać się małej kruszynki, która zawładnęłaby ich światem. Pod stołem mocno ściskają swoje dłonie, niejako składając obietnicę, że kiedyś ich marzenia staną się rzeczywistością. Oni wiedzą już, że za kilka lat staną na ślubnym kobiercu, by potem trzymać w ramionach małe kruszynki. 

Lecz są jeszcze dwie osoby, które mają bardzo wiele do powiedzenia. Młoda dziennikarka nie potrafi powstrzymać się przed tym, by nie pokazywać widniejącego na jej serdecznym palcu pięknego pierścionka z bordowym oczkiem. Siatkarz natomiast nie potrafi opanować swojego gigantycznego uśmiechu, gdy tylko spojrzy na swoją już narzeczoną. Po chwili oboje wstają ze swoich miejsc, by ogłosić kolejną już radosną nowinę dzisiejszego dnia.

- Bo widzicie, my też chcemy wam coś powiedzieć... - zaczyna córka sławnego niegdyś piłkarza.
- Może i wy się dziecka spodziewacie. Tadek, pomyśl, jakie to by było szczęście - wzrusza się przyszła teściowa siatkarza.
- Nie... Chodzi o to, że chciałbym oficjalnie prosić państwo o rękę Karoliny - Mariusz uśmiecha się przyjaźnie, czekając na odpowiedź, której jest niemal pewny.
- Witaj w rodzinie, synu - mówi ojciec dziewczyny. - Lecz jeśli cokolwiek zrobisz, a ona będzie płakać, to wiedz, że inaczej pogadamy - żartuje uderzając chłopaka lekko w ramie.

Na skraju stołu siedzą również zakochani, którzy ceremonię zaręczyn mają już za sobą. Ba! Jeszcze rok temu planowali, że ich ślub odbędzie się we wrześniu tego roku, lecz teraz wiedzą, że jeszcze nie są na to gotowi. Oboje potrzebuję wolności, która sprawia, że tęsknią za sobą jeszcze bardziej. Oni żadnych niespodzianek w najbliższym czasie nie przewidują. Wiedzą jedynie to, że najbliższy rok wcale nie będzie dla nich łatwy. Michał we Włoszek, a Weronika we Francji. Oboje zamierzają realizować na razie swoją karierę.

- Ktoś coś jeszcze ma do powiedzenia? - pyta, pilnujący mięsa na grillu pan Darek. - Bo mi tu mięso już doszło i może by ktoś chciał skosztować - śmieje się radośnie. 

Nikt ze zgromadzonych nie spodziewał się, że pierwszy czerwca dwutysięcznego ósmego roku będzie tak obfitował w radosne nowiny...

~*~*~

Ta ostatnia część strasznie pasuje mi na epilog, ale mam jeszcze za dużo pomysłów, by kończyć ;)
Przepraszam za to, że olewam" tą historię. 
Bardzo bym chciała, żeby było inaczej, lecz po prostu nie mam teraz na tyle czasu, by pisać tu rozdziały, które wymagają ode mnie zdecydowanie więcej  niż te na innych blogach. W Listopadzie wszystko powinno się już unormować ;)
Pozdrawiam serdecznie, 
Dzuzeppe :*

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 26 - Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.


Agnieszka.

Dwudziesty piąty sierpień 2007 rok. Dzień mojego ślubu. Z tą myślą otwieram oczy i wpatruję się w bielusieńką suknię ślubną, którą założę na siebie już za kilka godzin. Dziś zostanę żoną Marcina, najważniejszego mężczyzny mojego życia. Był ze mną od zawsze. To z nim bawiłam się w piaskownicy. To z nim i jego siostrami jeździłam na wakacje czy kolonie. To jemu żaliłam się, gdy jakiś chłopak mnie zranił, by potem cieszyć się, gdy powiedział, że przywalił mojej miłostce. To ze mną poszedł na swoją własną studniówkę. To jemu moi rodzice pozwolili iść ze mną na moją własną studniówkę. To z nim pierwszy raz poznałam prawdziwą przyjemność, płynącą prosto z serca.

Następne trzy godziny spędzam poza domem, w salonie kosmetycznym razem z dziewczynami, mamą i przyszłą teściową. Żeby dostać się na miejsce musiałyśmy jechać dwoma samochodami, ale było warto. Moja teściowa poszła do siebie i próbuje "okiełznać zdenerwowanego i trzęsącego się jak galareta, Marcina", rodzice dopracowują ostatnie szczegóły przy okazji samemu kompletując strój, a wystrojone dziewczyny siedzą u mnie w pokoju i pomagają mi w założeniu sukni. Kiedy każdy jest już gotowy schodzimy na dół i czekamy na sygnał, oznajmujący przybycie mojego przyszłego męża, jego świadka i moich teściów. Dom pęka w szwach. Babcie płaczą sobie w ramiona nie mogąc doczekać się już przyjazdu ich rodzonego lub dopiero co przygarniętego wnuka, dziadkowie żartują sobie z wujkami, a ciocie plotkują o czym popadnie.

- Jadą. - wydziera się Lenka, a my wszyscy doprowadzamy się do porządku.

Nie rejestruję momentu przekroczenia progu przez Marcina i jego rodzinę. Nie zapamiętuje, jakimi słowami się witamy. Nie liczą się dla mnie wszystkie zgromadzone osoby, lecz jedynie on. Robię dokładnie to, co on. Mówię to samo co on. Patrzę jedynie w jego zielone oczy i wiem, że to one będą prowadzić mnie przez dalsze życie.


Mariusz.

Nigdy nie przypuszczałem, że polubię śluby. Nigdy nie myślałem nawet, że po rozstaniu z Ewą będę w stanie poznać kogoś tak wartościowego i poczuć, że mogę być jeszcze szczęśliwy. Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś znowu się na prawdę zakocham. Nie marzyłem nawet o tym, bo codziennie rano budzić i zasypiać się obok osoby, która powoli staje się dla mnie najważniejsza na świecie. Nie sądziłem, że w tym momencie będę jednym z najszczęśliwszych ludzi w swoim otoczeniu, że będę stał za Tobą i obejmował ramionami, muskając kark. Nie przypuszczałem  że mogę cię tak mocno pokochać.

- Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... - widzę jak obojgu przyszłym państwu Wojciechowskim szklą się oczy oraz słyszę, jak drgają im głowy. Kochają się. - Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci... - te słowa wypowiadam i ja, szepcząc wprost do ucha Karolinie. 
- Kocham cię Mariusz - słyszę jedynie cichą odpowiedź  i czuję jej delikatne usta na swoich, by po chwili usłyszeć coś, co sprawia, że moje serce chcę wyrwać się ze mnie i pokazać, jak bardzo ją kocham. - W najbliższej przyszłości chcę stać tam gdzie Aga z Marcinem i ślubować ci swoją miłość...

Nie interesuje mnie już dalszy przebieg ceremonii. Patrzę tylko co chwilę w twoje ciemne iskrzące oczy i coraz bardziej się w nich zatracam. Doskonale wiem, że już nigdy nie będzie tak jak było. Nigdy nikogo już nie pokocham tak, jak teraz kocham ciebie. Nikt nie zawładnie moim umysłem, ciałem, sercem tak, jak niejaka Karolina Wojciechowska, wspaniała dziennikarka, idealna kobieta, a przede wszystkim moja dziewczyna.


Lena. 

Dopiero teraz wiem, jak powinno wyglądać życie. Dopiero teraz czuję, że jestem na właściwym etapie życia, którego nie mogę niczym już spieprzyć. Dopiero teraz rozumiem, jak to jest być na prawdę szczęśliwie zakochaną osobą, która jest pewna, że osoba obok jest tą najważniejszą i najbliższą sercu. Dopiero teraz dojrzała do tego, by móc wypowiedzieć te dwa magiczne słowa, które nie padły jeszcze tak całkowicie szczerze z moich ust w stronę jakiegoś mężczyzny. Dopiero teraz dorosłam, by być z kimś i czuć, że to może się udać.

Wpatruje się w ciebie. Widzę jaki jesteś szczęśliwy powodu ślubu siostry, ciesząc się jej szczęściem. W końcu to ty niejako zbliżyłeś ich do siebie. To ty w przeszłości kazałeś swojemu najlepszemu przyjacielowi zaprosić na studniówkę siostrę, bo wiedziałeś, że tylko ona może być dla niego odpowiednią dziewczyną i skrycie liczyłeś na to, że to co dzieje się w tej chwili, nastąpi. śmiejesz się do zdjęć, obejmujesz mnie, całując delikatnie w policzek, szepcząc, że mnie kochasz. Jesteś całkowicie mój. Wiesz, że uzależniłeś się ode mnie, ale nie wiesz, ze ja czuje to samo. 

Na sali zaczyna formować się koło z zebranych gości, a Para młoda staje na środku w prowizorycznym sercu ułożonym z masy kwiatów. Zarówno Adze jak i Marcinowi świecą się oczy i śmieją się usta. Oboje widzą tylko siebie. A ja? Ja widzę tylko twoje oczy i uśmiech na twarzy. Jesteś mężczyzną z moich marzeń, jesteś taki, jakim sobie ciebie wymarzyłam. Często śnię o Tobie, o nas. Dzięki tobie jeszcze żyją i czuję się spełniona.

- Paweł... Kocham cię.


Marcin.

Stoisz tuż obok mnie. Na środku parkietu. Tylko ty i ja. Inni tylko nam towarzyszą. Nie liczą się dla nas. Patrzę w twoje oczy. Śmieją się. Do mnie. Przytulam się do ciebie. Pozwalam, byś położyła głowę na moim ramieniu. Sam przymykam lekko oczy i pozwalam, by to muzyka nas niosła. Nie mamy żadnego układy choreograficznego. Nie chodziliśmy do szkoły tańca. Nam to nie jest potrzebne. Wystarczy muzyka i my, razem.

Każda osoba wokół nas jest zwyczajna, przeciętna, taka jak wszyscy inni. My jesteśmy wyjątkowi. Świecimy blaskiem przyciemnionego światła. Mienimy się w brokacie sypiącym się z góry. Migamy w bocznych lustrach, które nadają pałacowy klimat. Uśmiechamy się, wirując w tańcu. Nie widzą twarzy zgromadzonych gości. Widzę ciebie. Twoje oczy, które mienią się różnorakimi kolorami, usta, w które mam ochotę się wpić i pozostać tak do końca życia, rumieńce na policzkach, które sam wywołuję, sukienkę, którą chcę już delikatnie opuścić w dół i kochać się z Tobą po raz pierwszy jako małżeństwo. 

- Warto było przez ciebie cierpieć - szepczesz.
- Warto było wyjechać i zrozumieć, że jesteś najważniejsza.
- Obiecaj, że nawet jeśli nie będziemy już razem, to nigdy mnie nie okłamiesz, proszę.
- Obiecaj, że nigdy nie pozwolisz mi zwątpić.
- Kocham cię - wypowiadamy razem i całujemy się ten pierwszy raz w małżeńskim tańcu.

Warto było przeprowadzić się do Łodzi. Warto było jeździć na rodzinne wakacje razem z sąsiadami. Warto było męczyć się z upierdliwym przyjacielem. Warto było katować się na treningach. Warto było zacisnąć zęby i walczyć do końca. Warto było związać się z tobą kilka lat temu, by potem wyjechać. Warto było nadal śledzić, co u ciebie. Warto było udawać, że jesteś tylko przyjaciółką moich sióstr. Warto było cierpieć w Niemczech, w Londynie, by teraz wreszcie być szczęśliwy. To wszystko było warte tego, co mam teraz. Mam ciebie, gram, jestem cholernie szczęśliwym człowiekiem


Michał.

Dzień ślubu. To dziś po raz pierwszy od trzech miesięcy widzą ją na żywo. To dziś mam okazję, by spróbować to wszystko naprawić, by wreszcie powiedzieć to, co czuję i dać sobie szansę na szczęście. Całe moje dalsze życie zależy od dzisiejszej rozmowy. A ty? Stoisz kilka metrów przede mną jako świadkowa Agi i uśmiechasz się do wszystkich dookoła. Może właśnie teraz jesteś szczęśliwa i nie potrzebujesz już mnie. Może masz już kogoś innego, który jest przy tobie i wspiera w odgrywaniu roli. Może ten ktoś nie będzie taki głupi jak ja i nie pozwoli, by najważniejsza osoba w jego życiu tak po prostu zniknęła i stała ci się obca. A może jednak coś jeszcze do mnie czujesz?

Siedzisz przy stole dla Młodych i ich świadków i wpatrujesz się w jedzenie. Jako jedna z nielicznych nie brylujesz na parkiecie. Co z tego, że starasz się uśmiechać, skoro nie wychodzi ci to. Ty grasz szczęśliwą. Ja potrafię to rozpoznać. Ignorujesz zaczepki z prośbą o taniec innych mężczyzn. Puszczasz mimo uszu ciche rozmowy na twój temat. Nie obchodzą cię krzywe spojrzenia ciotek, kuzynek, obcych ci osób.  Zadowala cię jedynie obecność winogronu na półmisku z owocami przed oczyma. Najchętniej zapewne zaszyłabyś się teraz w jednym z kilkudziesięciu pokoi na górze, lecz musisz pełnić swoje obowiązki. Za dobrze cię znam, żeby uwierzyć, że tak na prawdę wszystko jest w porządku.

Ale ja robię to samo. Najchętniej poszedłbym na spacer. Spacer po ogrodzie razem z Tobą u boku. Podnoszę się ze swojego miejsca z drugiego końca stołu dla Nowożeńców,  gdzie siedzę obok siostry i idę w twoim kierunku. Nie podnosisz nawet głowy, gdy siadam obok i uparcie   wpatruję się w ciebie. Nie reagujesz ruchowo, lecz rumienisz się. To zawsze cię zdradzało. Nie potrafisz ukryć tego, jak twój organizm reaguje na mnie. Nie potrafisz zahamować dreszczu biegnącego wzdłuż kręgosłupa, gdy delikatnie jedynie muskam skórę twojej dłoni obuszkiem palca. Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.

- Możemy zatańczyć? - wyduszam po chwili, gdy nadal nie masz zamiaru spojrzeć na mnie. - Weronika, proszę... - Zmuszam cię do patrzenia prosto w moje oczy, podnosząc podbródek i obracając do siebie. Pochylam się i opieram swoje czoło o twoje, przymykając oczy. - Daj mi szanse...
- To ja powinnam o to prosić, a nie ty, Michał... Ty poczułeś się zraniony, a to ja wszystko spieprzyłam... Nie chcę dalej tak żyć... Nie chcę codziennie budzić się sama, nie chcę szukać ręką twojego ciała codziennie rano, nie chcę śnić każdej nocy o tobie, nie chcę marzyć o przyszłości, nie chcę wyobrażać sobie dziecka z najcudowniejszymi niebieskimi oczami na świecie... Michał, ja chcę to przeżyć... Z tobą... Nawet jeśli będziemy żyć na walizkach i w różnych częściach Europy... Kocham cię.

Wszystko, co chcę w tym momencie powiedzieć, nie ma sensu. Każde moje słowo mogłoby wszystko zepsuć. Każdy zły ruch może pogorszyć to co jest.  Moje wywody na temat tego, jak bardzo ją kocham, nie mają sensu. Ty to wiesz. Jedyne co mogę i powinienem zrobić to to, co właśnie się dzieje. Przyciągam twoją twarz do swojej i miażdżę twoje wargi, nie zwracają uwagi na to, że większość gości znowu lokalizuje się na swoich miejscach siedzących. Liczy się tylko to, byś zrozumiała, że poświęcę wszystko, by tylko mieć cię przy sobie.

- Gorzko! Gorzko! Gorzko! - rozbrzmiewa na sali, a my wiemy, że nie jest skierowane w stronę Pary Młodej, zasiadającej obok nas.


~*~*~
Cześć :) 
Wesele się odbyło, teraz można coś zepsuć ;p
Nie no na razie nic nie przewiduję, oprócz jakiś skoków w przyszłość. 
Nie wiem, czy kiedyś mówiłam, ale epilog mam zaplanowany, że wydarzy się w 2014, a mamy dopiero sierpień 2007 :P
Akcja się przyspieszy :D
Buziaki,
Dzuzeppe :*
Ps. Za literówki przepraszam ;)