środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 24 - Nie zawsze jest dobrze. Czasem musi być źle, żeby zrozumieć wiele rzeczy...


Maj 2007 rok

Weronika.

Minęło już prawie pół roku od momentu, gdy poprosiłeś mnie o rękę, a ja się zgodziłam. Pół roku, które zdecydowanie mogę uznać za najlepsze w moim życiu. Pół roku mieszkania z Tobą w Bełchatowie. Pół roku bezustannych pytań o nas razem. Pół roku wspólnych wieczorów i poranków, dni i nocy, minut i godzin. Pół roku odseparowania się od aktorstwa. Pół roku odpuszczenia sobie prawie każdego kastingu. Pół roku zaniedbania kariery. Ale również najwspanialsze pół roku z cudownym mężczyzną. Pół roku z Tobą... 

- Karo! Dostałam tą role!!! - krzyczę na cały dom. - Słyszysz, udało mi się!
- No to gratulacje siostra - przytuliła mnie. - To dzwoń do Michała, że się udało.
- Nie mogę - spuszczam głowę. - On o niczym nie wie, a nie chcę mówić mu o tym przez telefon...
- Nie powiedziałaś mu, że brałaś udział w kastingu, gdzie w razie wygranej wyjedziesz do Hiszpanii na 4 miesiące?! - podnosi głos... - Weronika co ty odwalasz? - pyta, a ja z bezradności wzruszam ramionami. - Jedziemy do Spały... - patrzę na nią pytającym wzrokiem. - Oj no przecież musisz wyjaśnić to Miśkowi, a jest weekend, a i ja bym się chciała z Mariuszem spotkać - uśmiechnęła się. Między nimi jest zdecydowanie spokojniej i wolniej niż u nas. W sezonie ligowym można by powiedzieć, że się mijali, ale krótkie wakacje spędzili całkowicie tylko razem.

Spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i po godzinie byłyśmy już w drodze do Spały, Wiem, że będziesz wkurzony o to, że nie powiedziałam ci wcześniej. Wiem, że będziesz smutny. Wiem, że będziesz robił dobrą minę do złej gry. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu i za zgodą trenera dostajemy zapasowe klucze do waszych pokoi, w których nie ma już waszych współlokatorów, gdyż wybyli do rodzinnych stron na weekend majowy,  i się rozdzielamy. Pod szafą zostawiam torbę, a sama kładę się na Twoim łóżku. Pachnie Tobą. Pachnie tak, jak pościel w Twoim mieszkaniu w Bełchatowie, do której codziennie się przytulam, gdy cię nie ma. Słyszę przekręcanie klucza i już po chwili widzę i ciebie.

- Weronika? Co ty tu robisz? - pytasz zdezorientowany, gdy bez słowa wtulam się w ciebie.
- Musiałam przyjechać... Tęskniłam - muskam delikatnie Twoje usta, wspinając się na palce.
- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę... 

Wpijasz się w moje spragnione usta, przyciągasz do siebie, wplątujesz palce w moje długie włosy. Zapominam o tym, że miałam ci powiedzieć o filmie, gdy tylko Twoje dłonie i usta zaczynają dziką wędrówkę po moim ciele. Teraz liczysz się tylko ty i ja. My. Co z tego, że tylko przez tę krótką chwilę. Co z tego, że na moment. Co z tego, że za chwilę wszystko mini, a prawda będzie musiała nadejść. Przytulam się do ciebie i w głowie zaczynam układać sobie to, co mam powiedzieć.

- O czym tak zawzięcie myślisz? - pytasz całując mnie w czoło.
- Tak o nas i przyszłości... Właściwie to ja przyjechałam ci o czymś powiedzieć... O czymś bardzo ważnym - podnoszę się do pozycji siedzącej.- Bo chodzi o to, że ja...
- Jesteś w ciąży? - uśmiechasz się. Chciałabym, żebym to właśnie to musiała ci powiedzieć, ale nie mogę, bo to nie prawda. - Kotuś to wspaniale - ściskasz mnie i zaczynasz całować.
- Michał... Nie jestem w żadnej ciąży...
- Jak to?
- Przecież się zabezpieczamy, nie? Biorę tabletki... - milknę na chwile. - Chodzi o to, że jakiś czas temu wzięłam udział w kastingu do filmu i dowiedziałam się dziś, że dostałam główną rolę...
- Kochanie, no to gratulacje - powtarzacz czynność przytulania i całowania. - A to gdzie będę mógł cię zobaczyć?
- Michał, posłuchaj. To nie jest Polski film. Ja muszę wyjechać do Hiszpanii...
- To może razem pojedziemy. Zrobimy sobie takie wakacje, co?
- To niemożliwe... Michał, ja tam jadę na 4 miesiące...
- Co? I teraz mi to mówisz?! Weronika, my się mamy pobrać za rok, a ty nie powiedziałaś mi o takich planach? Chyba nie do końca znasz definicję związku...

Wstajesz, ubierasz się i wychodzisz z pokoju. Jestem totalnym głupkiem... Ale jedno jest pewno. Jeśli ty nie potrafisz przystosować się do mojego zawodu, to ja nie zamierzam rezygnować z niego dla ciebie.


Karolina.

- Myślisz, że mu powie? - siedzimy w ogrodzie ośrodka.
- Nie wiem... Ale wiem, że Michał zadowolony to nie będzie, bo on ją kocha jak wariat, a kiedy ona wyjedzie, to albo się załamie, albo będzie chciał pokazać, że daje sobie świetnie radę bez niej.
- Mariusz ja się boję, że oni tego nie wytrzymają. Że odpuszczą, bo oboje są uparci. Co z tego, że kochają się najbardziej na świcie, jak będą za dumni, żeby zadzwonić...
- Przestań martwić się o wszystkich wokoło, a zacznij myśleć o nas, co? - składasz delikatny pocałunek na moich ustach. - Mam pomysł. Spotkajmy się za godzinę na ławce przed ośrodkiem, co? 
- Ale co ja ma robić przez ten czas, co i gdzie ty w ogóle idziesz!? - krzyczę za Tobą, ale nawet się nie odwracasz, a jedynie odkrzykujesz:
- Zaufaj mi... Kocham cię!!!

Zostałam sama, więc poszłam sobie na stołówkę, zobaczyć czy przypadkiem panie  kucharki nie zostawiły może jakiś resztek z dzisiejszego obiadu, ale usłyszałam tylko, że "nasi siatkarze to wielkie chłopy i pożerają wszystko co dostaną, a najbardziej to im środowa golonka Pani Stasi smakuje". Dlatego musiałam udać się do Krzyśka, który przed chwilę dosłownie, dojechał do ośrodka po krótszym weekendzie w domu, bo, jak się dowiedziałam od niego samego, "Iwona była jakaś dziwna i zamiast się kłócić wolał ją pocałować i wrócić tutaj". Poczęstował mnie żelkami i dalej mogłam sobie spokojnie czekać na Mariusza.

- Zgadnij kto to - usłyszałam tuż przy uchu, a czyjeś dłonie zasłoniły mi oczy.
- Władek, nie tutaj, bo jeszcze cię mój chłopak zobaczy i ci mordę obije - odwracam się z uśmiechem w Twoją strona i widzę Twoją zdumiałą minę. - O to ty, kochanie - udaję zdziwienie. - Wiesz ja tak tylko sobie mówiłam - zarzucam ręce na Twój kark.
- Skoro ty masz Władka, to ja ci od razu o Stasi powiem.
- O tej sympatycznej staruszce, co gotuje Wam same przysmaki w kuchni? Mariusz, ja doskonale wiem, że mnie z nią zdradzasz - puszczam ci oczko. - Dobra mów lepiej gdzie mnie zabierasz?
- A niespodzianka - wystawiasz mi język. - Musisz mi zaufać.
- Przecież wiesz, że ci ufam.
- No to pozwól, że założę ci to na Twoje piękne patrzałki - wyciągasz z kieszeni moją kremową apaszkę, która zginęła mi przed zgrupowaniem i zakładasz mi ją na oczy.

Łapiesz mnie za rękę i, trzymając za rękę, idziesz ze mną w nie znanym mi kierunku, który ty znasz doskonale. W końcu to nie pierwszy sezon, który tu spędzasz. Idziemy już około pół godziny, a ja przestaje słyszeć dźwięki miasta, samochodów. Słyszę nasz kroki po skrzypiącym podłożu i śpiewy ptaków. Jak sądzę, jesteśmy w jakimś lesie, których jest w okolicach bardzo dużo. Czy się boję? Nie. Ufam ci i wiem, że nigdy nie zrobisz mi krzywdy. Nigdy nie pozwolisz, aby coś złego mi się stało.

- Mariusz, długo jeszcze?
- W zasadzie to jesteśmy już na miejscu... Otwórz oczy... - szepczesz mi do ucha, rozwiązując apaszkę. Powoli otwieram oczy i widzę puste miejsce pomiędzy mnóstwem leśnych drzew. Niewielka polana oświetlona przez wiosenne jeszcze Słońce. Żywa, zielona trawa, rodzące się do życia drzewa, wesoło śpiewające ptaki i czyste, niebieskie niebo nad nami. Raj? 
- Tu jest przepięknie - odwracam się do ciebie i wpijam w usta.
- Ej Kotek, poczekaj  chwile. Na to też przyjdzie czas, ale najpierw zjedzmy coś.

Śmiejesz się i prowadzisz na środek polany na koc, na którym stoi koszyk wypełniony smakołykami. Gdy zapytałam, skąd to wszystko wziął, odpowiedział, że pani Stasia jest prawdziwą cudotwórczynią. Mnie przepędziła z kuchni, a swojemu pupilowi to cały koszyk jedzenia napchała, żeby się przede mną popisał. No ale udało mu się. 

Teraz dopiero wiem, jak to jest, być na prawdę szczęśliwą, a nie tylko taką udawać, jak działo się przy Filipie. Na początku przez miesiąc codziennie wydzwaniał, pisał, przychodził do domu, ale dał sobie spokój po bliższym spotkaniu z pięścią Mariusza. Przy Dylewiczu nigdy nie czułam się bezpiecznie, a teraz zawsze tak jest. Dzięki Mariuszowi stałam się pewniejsza siebie i otwarta na innych. Nie raz zasiadałam w sektorze rodzin i przyjaciół zawodników na meczach domowych Skry, gdy tylko nie pracowałam, obok żon, narzeczonych i dziewczyn pozostałych zawodników.

- Wracamy do ośrodka? - pytasz, wodząc nosem po mojej szyi, gdy siedzisz za mną.
- Możemy, bo trochę się zimno zrobiło.
- To co nic nie mówisz - zdejmujesz swoją bluzę. - Wcześniej bym ci ją dał - narzucasz mi ją na ramiona, a ja przymykam oczy i delektuję się jej zapachem.
- Dobra zbieramy się - mówię po chwili.

Sprzątamy jedzenie do koszyka, składamy koc i ruszamy w drogę powrotną. Po upływie około trzydziestu minut jesteśmy już na miejscu. Nie idziemy na kolację dla zawodników  lecz udajemy się do pokoju. Chyba wiadome jest to, że musimy nacieszyć się, więc nie wychodziliśmy z niego przez całą niedzielę...


Paweł. 

- Mam dla ciebie niespodziankę - mówię i sięgam do kieszeni. - Pojedziesz ze mną na wakacje do Włoch - pokazuje jej bilety do Wenecji.
- Chcesz spędzić ze mną wakacje? - wybałuszasz oczy i wpatrujesz się we mnie tymi niebieskimi oczami, które chyba po bracie odziedziczyłaś. 
- No to chyba oczywiste, że chce właśnie z Tobą spędzić ten czas. W końcu już od jakiegoś czasu się spotykamy, więc chyba możemy jechać razem na wakacje, nie? - dla mnie to oczywiste, ale chyba nie dla ciebie, bo wcale nie wyglądasz na szczęśliwą, a złą.
- Czy ty siebie słyszysz?! Pamiętasz jaka była umowa?! - zaczyna krzyczeć, a ja kompletnie nie wiem co robić.
- Ale dla mnie ta umowa się nie liczy, bo nie jesteś mi obojętna... - łapię cię na ramiona. - Lenka, zrozum, że ja cię chyba ko...
- Nie kończ!!! Nie chcę tego słyszeć! Nie chcę cię znać!

Wymierzasz mi policzek i uciekasz. Mnie to tak strasznie boli. Nie fizycznie. nie tak związane z układem nerwowym. Boli na dnie serce, gdzie jedynie tam pozostały takie uczucia. Boli, bo wiem, że chyba właśnie cię straciłem. Boli, bo tak strasznie kuje w tym przeklętym mięśniu, bez którego dobrego funkcjonowania nie da się przeżyć. Takie małe gówno, jak uczucia, a potrafią udupić człowieka najboleśniej, jak tylko można. Po co w ogóle się na to zgadzałem?

Słyszę tylko, jak odjeżdżasz z piskiem opon spod bloku, w którym tak często gościłaś przez całe noce, a czasami i dnie, weekendy. Byłaś tutaj obok mnie przez te kilka miesięcy, a ja z każdym dniem zdawałem sobie sprawę, że powinnaś zostać już na zawsze przy moim boku. Uświadamiałem sobie, że nie ma już między nami tego układu  mówiącego tylko o przyjemności, bez angażowania się. Tylko teraz wiem, że to i tak jeszcze za wcześnie, ale nie dam od tak położyć krzyżyka na tym, co było między nami.

Jak najszybciej się da, zbiegam na dół i wsiadam do swojego samochodu. Widzę jeszcze twój samochód, więc ruszam w tym kierunku. Nie wiem, ile masz na liczniku, ale na pewno nie jedziesz przepisowo. Ja z resztą też, ale nie mogę pozwolić, żebyś odjechała. Nie mogę pozwolić, żeby to wszystko się tak skończyło. Nie mogę pozwolić sobie na stracenie ciebie - osoby, którą kocham. 

Nie wiem dlaczego, ale boję się. Boję się o ciebie. O to, że może ci się coś stać. Serce zaczyna bić mi okropnie mocno, gdy na drodze przed ostrym zakrętem widzę ostre ślady po hamowaniu, których jeszcze wczoraj, jak wracałem do warszawy z Łodzi, nie było. Czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła, gdy widzę, jak jakiś samochód wbija się prawą stroną w drzewo. Krew uderza mi do mózgu, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że znam ten samochód. Gwałtownie moja noga znajduje się na hamulcu, gdy uświadamiam sobie, że jesteś w środku.

Podbiegam do wraku maszyny, a moje oczy zalewają się łzami. Nie wstydzę się tego, że płaczę. Podobno łzy płynące przez ukochaną osobą nie są wstydliwe. Ja o nich nie myślę. W tej chwili moje myśli odchodzą na bok. Działam mechanicznie. Mechanicznie krzyczę, żeby ktoś zadzwonił po karetkę. Mechanicznie szarpię się z drzwiami. Mechanicznie wiem, jak wydostać Twoje bezbronne ciało na zewnątrz. Mechanicznie odciągam Cię od samochodu. mechanicznie zaczynam reanimację. Mechanicznie przywołuję Twojego bojącego się psa do siebie. Mechanicznie zaczynam krzyczeć.

- Nie możesz mnie zostawić!!! - łzy spadają na Twoje bezradne ciało. - Nie teraz, kiedy Cie pokochałem!! Słyszysz, nie pozwalam ci!!! - pootrząsam Twoim ciałem, lecz od razu zostaję odciągnięty przez ludzi w czerwonych ubraniach. Słyszę głośny sygnał karetki, krzyki ludzi, szczekania Frediego i cichy szept: 

- Chodzi o to, że ja ciebie też kocham...

~*~*~  

Witam :D
No jeśli ktoś uważnie czytał 13 rozdział, to bez problemu przypomni sobie, że Paweł miał kiedyś taki proroczy sen ;) Dziś się własnie pojawił, ale w ich życiu. 
Chyba nie sądziłyście, że u Michała i Weroniki zawsze będzie tak kolorowo? Z resztą nie tylko u nich ;)
Ale Karolina szczęśliwa i to się liczy.
Zapraszam na nowego bloga o tu 
Pozdrawiam,
Dzuzeppe ;*