czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 28 - Najszczęśliwsze chwile mojego życia nie miały by miejsca, gdyby Cię przy mnie nie było.

Rok 2009, Kwiecień.


I see myself having your child 
 I see myself being your wife And 
I see my whole future in your eyes
Weronika.

- Mogę przyjechać?
- Weronika? No jasne, że możesz. 
- Będę w Bełchatowie za godzinę - wyrzucam z siebie ostatnie słowa, rozłączam się i wybucham płaczem. Ledwo widzę dwa pasy ruchu w kierunku Warszawy. Czuję, że nawet moje spodnie całe są we łzach kapiących w dół z moich policzków.

Nigdy nie sądziłam, że wyjazd z Michałem do Włoch zrujnuje nasze życie. Nigdy bym nie przypuszczała, że przez ten czas tak strasznie się od siebie oddalimy, bo z każdym następnym dniem było coraz gorzej. Na samym początku, gdy przyjechaliśmy, było cudownie. Chodziliśmy codziennie na spacery, na kolacje, do kina. Byłam na każdym jego meczu, zaprzyjaźniłam się z partnerkami jego kolegów, żeby myślał, że wszystko jest w porządku. Robiłam wszystko, żeby niczego mu nie brakowało. Sprzątałam, gotowałam, prałam, byłam idealną dziewczyną, kochanką, przyjaciółką. A mimo wszystko to nie było jednak dla mnie.

Pamiętam, jak na święta Bożego Narodzenia przyjechałam do Polski pierwsza i widziałam to, jak mama chodzi szczęśliwa, bo przygotowuje się do nowej roli, która ma przynieść jej duży sukces. Pamiętam to, jak wszyscy zdziwili się, że przez prawie trzy miesiące nie miałam kontaktu z aktorstwem. Dopiero wtedy zrozumiałam, że takie poukładane i monotonne życie nie jest stanowczo dla mnie. Brakowało mi tego pędu za karierą, nieprzespanych nocy  poświęconych na naukę tekstu, godzin spędzonych na kastingach. Przez cały ten świąteczny czas udawałam jednak jeszcze, że wszystko jest w porządku, że odpowiada mi takie życie z Michałem.

Pierwszym krokiem do powrotu do poprzedniego życia było zostanie w Polsce na cały styczeń pod pretekstem starego kontraktu z jednym z warszawskich teatrów. Rzeczywiście brałam udział w spektaklu, lecz nie musiałam być w kraju aż tak długo. To właśnie w tym czasie podpisałam kontrakt filmowy. Miałam zagrać główną rolę w jednej z polskich komedii romantycznych. Pod koniec stycznia wróciłam jednak do Michała. Żyłam we Włoszech tak jak do tej pory, jednak zaczęłam angażować się w tamtejsze produkcje. Nawet język nie stawiał mi przeszkody. Winiarskiemu się to nie podobało, ale starał się to zaakceptować.

Apogeum mojego zdenerwowania i znudzenia osiągnęło stan krytyczny, gdy Michał zobaczył film, o który wcześniej się pokłóciliśmy. Ten kręcony w Hiszpanii. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego krzyków, że cały świat może teraz oglądać mnie nago. Mnie to nie obchodziło, bo tylko przed nim czułam się dobrze bez ubrań, tylko on miał prawdziwy dostęp do mojego ciała. Wyjechałam do Bełchatowa i spędziłam wspaniały tydzień z Karoliną. Gdy z powrotem zapukałam do naszego włoskiego mieszkania, drzwi otworzyła mi kobieta. Blondynka w jego koszuli.

-  Weronika, co się stało? - od progu pytaniami zasypuje mnie siostra i stojący za nią Mariusz.
- Zdradził mnie...



And I know you love me 
 Love me for who I am 
 Cause years before I became who I am 
 Baby you were my man

Agnieszka.

Trzy miesiące temu na świat przyszedł mały Mikołaj. Marcina nie było wtedy przy mnie. Od świąt byłam już w Polsce, a on w Londynie. W szpitalu byłam z mamami i Lenką, bo była u nas akurat w ten dzień. Od rana Mały strasznie kopał. Wszystko zaczęło się, gdy zadzwonił mój mąż i powiedział, że następny tydzień spędzi z nami w Polsce. Zaczęłam mu krzyczeć do słuchawki. Przez całą drogę do szpitala rozmawiał ze mną, a rozłączyliśmy się dopiero wtedy, kiedy lekarz nas o to poprosił. 

Wszystko bolało mnie okropnie, nie próbowałam nawet hamować wyzwisk, które wydobywały się z moich ust. Mama krzyczała razem ze mną, a teściowa co chwilę ściskała moją dłoń. Nie potrafię teraz nawet powiedzieć ile czasu spędziłam na porodówce. Podobno było to dziewięć godzin, ale dla mnie ten czas przestał się liczyć w momencie, gdy po raz pierwszy mogłam przytulić do siebie mojego synka, gdy mogłam ucałować jego czerwone czółko, gdy mogłam zobaczyć jego uśmiech w moim kierunku. To właśnie dzięki temu malcowi moje życie przewrócone jest do góry nogami, ale jestem cholernie szczęśliwa.

Od miesiąca jestem już razem z Marcinem. Nie jest łatwo. Mały budzi się po kilka razu w nocy, płacze, nie daje nam spać. Zdarzają się takie noce, gdy nie zmrużymy nawet na moment oczu. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że mam najlepszego męża na świecie. Marcin z chęcią przewija, kąpie czy po prostu zajmuje się Mikołajem, a ja mam choć odrobinę czasu tylko dla siebie. Wieczorami, gdy obaj są w domu, ja wybywam na treningi fitness, żeby powoli zacząć już wracać do wagi sprzed ciąży. Dziś jestem już po i wracam do domu z zakupami, które zrobiłam po drodze. Kupiłam coś do jedzenia i nową sukienkę na jutrzejszy dzień,

Wchodzę po cichu do naszego dużego mieszkania, zakupy zostawiam w kuchni i rozglądam się za tym, gdzie są moi mężczyźni. Wszędzie panuje cisza, co zaczyna mnie niepokoić. Wchodzę do pokoju synka, gdzie również jest ciemno. W salonie świeci się jedynie mała lampka. Uchylam delikatnie drzwi od sypialni i widzę moje dwie zguby. Ktoś kiedyś powiedział, że widok dorosłego, przystojnego i dojrzałego do roli ojca mężczyzny z dzieckiem przy boku, to widok najpiękniejszy dla kobiety, dla matki tego dziecka, dla partnerki tego mężczyzny. Życzę każdej kobiecie by mogła taką scenką zobaczyć. Marcin leży na swojej połowie naszego łóżka, a obok niego nasz malutki synek ze smoczkiem w buzi. Podchodzę do łózka i po prostu kładę się obok nich.

- Kocham was - mówię, gładząc jednocześnie główkę Mikołaja i zarost na policzku Marcina.
- My też cię kochamy - odpowiada mi głos męża, a po chwili widzę otwierające się jego oczy i zielone tęczówki. - Chyba nam się usnęło...
- Nie szkodzi. Zaniosę małego do pokoju, a tu leć się wykąp.

W pokoju karmię jeszcze Mikołaja i mam nadzieję, że dzisiejszej nocy będzie spokojny. Jutro lecimy do Polski na jakiś koncert, na który zaprosił nas Paweł, lecz chcę dziś zrobić coś jeszcze. Układam go do snu w łóżeczku, opatulam kocykiem i wychodzę. Widząc pustą łazienkę, wchodzę tam i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zakładam coś innego niż wygodna do karmienia dzieci koszula. Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się do salonu, gdzie Marcin ogląda jakieś wiadomości. Staję w drzwiach i obserwuję go. Jasne włosy, lekki zarost, naga klatka piersiowa, przenikliwie zielone oczy. Mój ideał. Po chwili zauważa mnie i uśmiecha się figlarnie. Wstaje z kanapy, wyłącza telewizor i podchodzi do mnie.

- Spodobam ci się taka gruba, z rozstępami i bez makijażu?
- Spodobasz mi się zawsze. Nawet w momencie, gdy będziemy starymi prykami, którym tylko wnuki w głowie - składa pocałunek na moich ustach, bierze na ręce i niesie w kierunku sypialni, gdzie kładzie na łóżku i zaczyna obcałowywać całe moje ciało. - Kocham cię, a to się już nigdy nie zmieni, Skarbie...


I know it ain't easy 
 Easy loving me 
 I appreciate the love and dedication 
 From you to me

Lenka.

Wreszcie czuję, że żyję, że mam dla kogo i po co. To dziwne, że dopiero teraz, w dniu moich dwudziestych piątych urodzin wiem, jak powinno dalej wyglądać moje życie. Cała przeszłość w zasadzie przestała się liczyć w momencie, gdy poznałam Pawła, gdy uratował mnie i pokazał, że mogę czuć się szczęśliwa. Pamiętam, jak walczył o mnie, jak powiedział mi pierwszy raz, że mnie kocha i nie odpuści. Pamiętam, jak pojawił się na miejscu wypadku, jak krzyczał, że nie może mnie stracić. Kocham go najbardziej na świecie.

Przede mną dziś ważny koncert. Gram na jakiejś zamkniętej imprezie w jednym z Warszawskich hoteli. Nie wiem nawet dla kogo. Najgorsze jest jednak to, że to właśnie dziś są moje urodziny. Repertuar ustaliłam z zespołem już tydzień temu i od tego czasu mamy tylko końcowe próby, by wszystko wypadło dobrze. zakładam nową sukienkę, którą kupiłam już po świętach na zakupach z Agą, kiedy jeszcze nie urodziła. Chodziła taka szczęśliwa, że we mnie nawet obudził się chyba jakiś instynkt, żeby zostać matką. Na razie jednak najważniejszy jest koncert. Poprawiam makijaż, a ze sceny słyszą już muzykę graną przez chłopaków. Uśmiecham się sama do siebie i wychodzę na sceną.

Śpiewam pierwsze linijki tekstu i zaniemawiam. Wśród publiczności jest cała moja rodzina, najbliżsi przyjaciele i Paweł stojący na środku sceny z małym stolikiem, na którym znajduje się tort. Czuję jak po moich policzkach spływają łzy. Chłopaki z zespołu zaczynają grać "Sto lat", a wszyscy naokoło zaczynają śpiewać. Do mnie podchodzi Paweł i patrzy się prosto w oczy. Bez namysłu rzucam się na niego i mocno całuję. Łapie mnie i kręci się w kółko. Słyszę jedynie ostatnie dźwięki melodii i oklaski.

- Wszystkiego najlepszego, Kotek...
- Jak to wszystko zorganizowałeś? Skąd w ogóle wiedziałeś, że śpiewam?
- Jestem twoim chłopakiem, musiałem się dowiedzieć, gdzie znikasz na całe weekendy.

Impreza rozkręca się na dobre. Wszyscy goście bawią się do utworów granych przez moich chłopaków z zespołu. Nawet nie wiedziałam, że tak wiele potrafią. od każdego z gości dostałam wspaniałe życzenia i pretensje, że o mojej karierze dowiadują się dopiero teraz. Najgorsza była mama, ale i ona w końcu się uśmiechnęła i powiedziała, że to jeszcze nie koniec niespodzianek, puszczając przy tym mi oczko. Cały wieczór przetańczyłam praktycznie tylko z Pawłem, który nie chciał mnie nikomu oddać. Dopiero około dwudziestej pierwszej gdzieś znikł, więc tańczyłam z innymi.

- Słychać mnie tam dobrze? - usłyszałam nagle jego głos płynący przez mikrofon. - Wszyscy wiecie z jakiego powodu się tu zebraliśmy, każdy pewnie z was złożył już życzenia Lence. Ja mam jeszcze jedną niespodziankę dla niej - schodzi ze sceny i powoli idzie w moim kierunku. - Wiem, że nie było nam łatwo, że wszystko działo się dziwnie i nie chciałaś tego, by ktoś cię pokochał. Jednak ja nie mogłem tego powstrzymać. Pamiętam, jak głaskałem cię po głowie i przysięgałem sobie, że nie dam cię nikomu skrzywdzić, że zawsze będę twoim aniołem stróżem. Myślałem, że umrę, gdy czekałem godziny przed blokiem operacyjnym, a ty walczyłaś o życie. To była moja wina, to przeze mnie pędziłaś jak szalona. Ale dzięki temu wszystkiemu wreszcie zrozumiałaś, że to co miedzy nami się działo, było prawdą. Lenka... - stojąc przede mną, klękasz i wymawiasz jedno z najpiękniejszych zdań, jakie mogłam kiedykolwiek usłyszeć z twoich ust. - Wyjdziesz za mnie?
- A mam inne wyjście mój ty Aniele Stróżu? Tak... Paweł, wyjdę za ciebie! - na moim palcu pojawia się przepiękny pierścionek, a ja wtulam się w Pawła. - Wiedzieliście o wszystkim i nikt nawet nie raczył mi o tym wszystkim wspomnieć? - śmieję się przez łzy. Bo w gruncie rzeczy o takich urodzinach nawet nigdy nie marzyłam.


Baby, I'm so proud 
 So proud to be your girl 
 You make the confusion 
 Go all away 
 From this cold and messed up world

Karolina.

Wczorajszy dzień był na prawdę udany. Razem z Mariuszem bawiliśmy się świetnie w Warszawie na urodzinach Lenki, które Paweł przy okazji połączył z zaręczynami. Oboje wyglądali na prze szczęśliwych i bardzo w sobie zakochanych. W ogóle cała rodzina narzeczonych, jak i wszyscy pozostali cieszyli się z zaistniałego faktu. Wewnętrznie czuję, że Lena i Paweł to coś wielkiego, takiego na całe życie. Wczoraj też znowu mogłam zobaczyć swojego bratanka. Mikołaj rośnie jak na drożdżach, a Aga nadal promienieje przy boku Marcina.

Nawet Weronika próbowała dobrze się bawić, ale zdecydowanie jej to nie wychodziło. Po zaręczynach od razu wyszła. Okazało się, że na własną ręką pojechała do domu do Łodzi. My z Mariuszem wróciliśmy razem z rodzicami. Atakujący z samego rana musiał jednak wracać już do Bełchatowa, gdyż razem ze Skrą jedzie na wyjazdowy mecz ligowy. Gdy tylko pojechał wyciągnęłam siostrę do salonu z sukniami ślubnymi, gdzie miałam ostatnie poprawki przy swojej. Cały czas była przybita i ani razu nie potrafiła się uśmiechnąć. Namówiłam ją, aby przymierzyła jakaś sukienkę. Dała się namówić na jedną. Zwykłą, prostą, długą sukienkę.

- Wyglądasz pięknie - mówię, stając za nią.
- Ale co mi po tym, skoro Michał mnie już nie kocha... - patrzy w swoje odbicie lustrzane.
- Skąd to niby wiesz?
- Karolina, on mnie zdradził... - ucieka do przebieralni, wybuchając płaczem. 

Godzinę później siedzimy obie w kawiarni i czekamy na nasze zamówienie. Weronika jest w jeszcze gorszym stanie, niż jeszcze rano. Staram się zrozumieć co czuje. Dokładnie trzy lata temu poznała Michała, który zmienił jej życie, a teraz cierpi przez niego, nadal go kochając. Kelner przynosi nam kawy i ciastka, które zamówiłyśmy, więc bierzemy się za nie. Widzę, jak twarz siostry wykrzywia się w grymas bólu, gdy widzi zakochane, całujące się pary, a takich akurat tu nie brakuje. 

- Zobaczysz, Michał przyjedzie tu do Polski i wszystko się ułoży.
- Ale co się ułoży. Zniszczył wszystko. W momencie, gdy się pokłóciliśmy, kiedy ja chciałam zacząć znowu grać, jemu zachciało się innej. A wiesz, co jest najgorsze?
- Weronika...
- To, że ja go nadal kocham, a dodatkowo chyba jestem w ciąży...

~*~*~
Przepraszam...
Za to, że mnie tu nie było, że olałam tego bloga, że olałam również i Was. 
Ten rozdział napisałam teraz, co obrazuje, że mam jeszcze pomysł i zapał do tej historii.
Skończę ją na pewno, tego możecie być pewne ;)
Nie wiem, kiedy będzie coś następnego, ale postaram się napisać coś i dodać w przeciągu dwóch tygodni.
Do napisania tego zmotywowała mnie jedna z was tym, że napisała do mnie na asku. Dziękuję ci, bo to właściwie dzięki temu zrozumiałam, że jesteście jeszcze ciekawe, co się tu wydarzy. A wydarzy się dużo. Blogowe trzy lata za nami, jeszcze pięć :D
Pozdrawiam was moje kochane, które jeszcze tu jesteście :*
Zapraszam na:

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 27 - " Bądź ze mną i dalej sprawiaj, żebym chciał z każdym dniem pokochać cię jeszcze mocniej."

Rok 2008, czerwiec



Weronika.

Siedzę razem z Karoliną, Agą i Lenką w ogrodzie naszego domu. Mama z panią Marzeną przygotowują obiad w naszej kuchni, a tato z panem Darkiem i Pawłem wywiali do monopolowego po jakieś dobre winko, żeby uczcić okazję. Sama nawet nie wiem jaką, ale czuje, że to coś związanego z Agą. Chodzi cała uśmiechnięta i co chwile odpisuje na SMS-y od Marcina. Oczywiście nasz kochany braciszek też nie może powiedzieć o co chodzi. Ale już za parę godzin dowiemy się, o co chodzi. Marcin ma być lada chwila w domu, a chłopaki dopiero po porannym treningu na zgrupowaniu.


Po pojawianiu się piłkarza, Aga nie mogła się od niego oderwać. Cały czas coś do siebie szeptali i uśmiechali się do wszystkich. Mając już dosyć tej słodkości, poszłam do swojego pokoju i zaczęłam słuchać płyty poleconej przez Lenę. Zamknęłam oczy i słuchałam tego, co płynęło z głośników mojej wieży. Oczami wyobraźni widziałam samą siebie za kilka lat. Roześmianą kobietę, która bawi się w jesiennych parkowych liściach z dwójką swoich niebieskookich dzieci, by po chwili sama leżeć w takich liściach i wpatrywać się w roześmiane oczy swojego męża. 

- Jestem...
- Michał? - od razu zrywam się z łóżka i biegnę do niego, stojącego w drzwiach pokoju. Nie pozwala mu na powiedzenie czegokolwiek innego, lecz ciągnę go na miękki materac. Popycham go do tyłu, a sama kładę się tuż obok i zerkam w jego oczy. - Tęskniłam za Tobą - całujesz go mocno w usta.
- Weronika... Kocham cię.
- Przestań gadać, tylko mnie pocałuj...

Robi to, o co go proszę. Delikatnie muska moje spragnione usta, chcąc zatrzymać nas oboje w tej chwili jak najdłużej się da, lecz oboje wiemy, że na dole czekają nasi bliscy i wszystko to, co siedzi głęboko w nas, musi zaczekać do wieczora.


Mariusz.

Poinformowany przez twoją mamę, że siedzisz w ogrodzie na wielkiej huśtawce, udaję się tam i widzę cię. Lekko się uśmiechasz, masz zamknięte oczy, cicho nucisz jakąś nieznaną mi melodię. Twoja włosy zwisają w dół, wiatr podwiewa letnią sukienkę, słońce ogrzewa twoją twarz. Jesteś po prostu piękna. Jesteś moja... Podchodzę do klombu z kwiatami. Zrywam jedną stokrotkę. Podchodzę z nią do ciebie. Delikatnie muskam nią twój policzek.

- Wstawaj, moja księżniczko - szepczę do twojego ucha. - Jesteś piękna...
- Mariusz?
- Tak?
- Zamiast pieprzyć farmazony, po prostu mnie pocałuj - otwierasz oczy i zsuwasz się na ziemię, zrównując się ze mną. 
- Kocham cię...

Przysysam się do twoich ust i nie potrafię przestać. Nie myślę o jutrzejszym powrocie do Spały, o kolejnych morderczych treningach, o godzinach spędzonych na hali. Myślę tylko o całkowitej pewności, że to właśnie ty jesteś tą jedyną. Marzę o tym, byś została moją żoną. Niechętnie odrywam się od twoich warg i proponuje spacer. Zgadzasz się od razu i po chwili spacerujemy już łódzkimi uliczkami. 

Nawet na chwilę nie wypuszczam twojej dłoni ze swojego uścisku. Idziesz przed siebie, a ja podążam za tobą, całkowicie ci ufając. Znajdujemy się obok wielkiej fontanny, przy której jest pełno ludzi. Bez wahania wchodzisz na murek i chodzisz po nim, a ja trzymam cię na rękę. Śmiejesz się. Jesteś szczęśliwa, a ja pragnę, byś była jeszcze bardziej. Pragnę, byś była ze mną już na zawsze.

- Karolina? - szepczę, gdy siedzisz już spokojnie na brzegu fontanny i wpatrujesz się w biegające wokół nas dzieci. - Wyjdziesz za mnie? - klękam przed tobą, wzbudzając sensację zgromadzonych ludzi. W końcu nie zawsze widzi się oświadczającego się sławnego siatkarza.
- Ale... Mariusz...
- Wiem, że to pewnie za wcześnie, że oboje jesteśmy jeszcze młodzi, że najpierw praca potem rodzina... Ale wiesz, co? Cholernie cię kocham i chcę, byś każdego następnego dnia była już ze mną związana, żebyś chciała założyć ze mną prawdziwą rodzinę... Kocham cię po prostu...
- Myślałam, że nigdy mi tego nie powiesz - uśmiechasz się. - Oczywiście, że za ciebie wyjdę... Kocham cię i nie zamierzam przestać - przytulasz się do mnie.
- Gorzko, gorzko! - rozbrzmiewa wokół nas razem z gromkimi brawami, ale ja widzę tylko ciebie, moją przyszłą żonę.


Paweł.

Z całego domu i ogrodu wszyscy jakby pouciekali, bo wszędzie zrobiło się strasznie cicho. Młodzi Wojciechowscy zamknięci w pokoju Marcina, ja z Lenką w salonie, Werka z Michałem na górze, rodzice moi i Agi oraz sami gospodarze dyskutujący cicho w ogrodzie. Mariusz porwał Karolinę na jakiś spacer. Wielki rodzinny dom jakby zamilkł, czekając na radosne chwile. Marcin nie wytrzymał i powiedział mi wczoraj, co jest tą okazją do opicia. Z resztą nie zdziwiło mnie to, bo widziałem już, że moja siostra unika alkoholu. Przyjaciel potwierdził tylko moje prorokowania. Czyli życzenia z wieczoru kawalerskiego się spełniły.

Sam dziwię się temu wszystkiemu, co dzieje się ostatnio w naszych rodzinach. Jeszcze dwa lata temu mój przyjaciel i siostra nie potrafili powiedzieć sobie tego, że nadal się kochają. Karolina była wykorzystywana przez Filipa. Weronika tkwiła w toksycznym związku, a ja sam nie miałem żadnych celów w życiu. To dzięki pewnym wydarzeniom sprzed tych kilkudziesięciu miesięcy każdy z naszej paczki wreszcie jest szczęśliwy.

- O czym tak myślisz?
- O tym, że teraz wreszcie wszystko jest tak, jak być powinno. Marcin ożenił się z Agą. Karolina znalazła wreszcie prawdziwą miłość Przy Mariuszu. Weronika zakochała się w twoim bracia, a ja sam znalazłem ciebie i mój świat odzyskał barwy. 
- Wiesz, że dziękuję Bogu za to, że wtedy się pojawiłeś. Gdyby nie ty, już nigdy nie potrafiłabym się uśmiechnąć... Dziękuję - składasz delikatny pocałunek na moich ustach.
- Nie dziękuj. Bądź ze mną i dalej sprawiaj, żebym chciał z każdym dniem pokochać cię jeszcze mocniej.


Agnieszka.

Nie mogę uwierzyć w to, że przez tak krótki czas tak wiele mogło zmienić się w moim życiu. Wieczorem, kiedy zamknę oczy, myślę, ze to wszystko to sen, z którego pewnego dnie brutalnie się obudzę. Ale tak się nie dzieje. Wszystko nadal trwa i staje się coraz to szczęśliwszą bajką. Każdy następny dzień jest jeszcze większym szczęściem niż ten poprzedni. Dwa lata sprawiły, że zostałam żoną, a w przyszłości zostanę również matką dziecka mężczyzny, który przez całe moje dotychczasowe życie gościł w moim sercu.

- Marcin, skocz na dół po coś słodkiego.
- Chcesz, żeby wszyscy się domyślili przed czasem?
- Moja wina, że mam zachcianki? - wystawiam mu język i delikatnie muskam jego usta.
- Moja wina, że cię tak bardzo kocham?
- Po części tak, bo teraz zrobisz dla mnie wszystko... No leć już, głodna jestem.

Zostaję sama w jego dawnym pokoju, w którym w przeszłości przesiadywałam całe godziny. Kiedyś wszystko było tajemnica, a teraz mogę legalnie spać w tym łóżku. Mogę legalnie mówić wszystkim na około, jak mocno go kocham. Od pewnego zeszłorocznego sierpniowego dnia zmieniło się całe moje życie. Po ślubie nadal mieszkaliśmy osobno. Marcin nadal w Londynie, ja nadal w Łodzi. Na szczęście od sierpnia tego roku będziemy już razem. Skończyłam studia, a teraz najważniejsza będzie ta mała istotka, która przyjdzie na świat za siedem miesięcy. 

- Marcin... Dziękuję, że się nie poddałeś...
- To ja dziękuję, że mi wybaczyłaś... Kocham cię...


Dzisiejszy dzień jest bardzo wyjątkowy. Cały dom państwa Wojciechowskich tryska radością. Cała rodzina zasiada przy dużym stole w ogrodzie i zajada się pysznościami przygotowanymi przez panią Anie i Marzenę. Mięsa na grillu doglądają pan Tadeusz z panem Darkiem a ich szczęśliwe dzieci śmieją się z opowiadanych anegdot. Szczęśliwi rodzice mało co nie płaczą, widząc, jak ich dzieci wreszcie kierują się na właściwe tory i dorastają do najważniejszych decyzji w życiu  Wspominają chwile, gdy siedzące obok pociechy ze swoimi drugimi połówkami były jeszcze małymi berbeciami i robiły w pieluchy. 

Młode małżeństwo wymienia się jednoznacznymi spojrzeniami. Oboje chcą wyrazić swoją radość z zaistniałego faktu ciąży Agnieszki. Jeszcze chwila. Jeden kęs obiadu. Oboje naprowadzają towarzystwo na temat dzieci, by w jednej krótkiej chwili wypowiedzieć magiczne słowa, dla przyszłych babć, dziadków, cioć i wujków.

- Chcielibyśmy wam powiedzieć... - zaczyna chłopak, lecz nie potrafi dokończyć.
- Za około siedem miesięcy przyjdzie na świat nasze dziecko - oboje emanują szczęściem, które udziela się wszystkim wokół.

Pierwszy wujek małego szkraba razem ze swoją dziewczyną radośnie spoglądają na siebie, zdając sobie sprawę, że i oni chcieliby w przyszłości razem założyć rodzinę i spodziewać się małej kruszynki, która zawładnęłaby ich światem. Pod stołem mocno ściskają swoje dłonie, niejako składając obietnicę, że kiedyś ich marzenia staną się rzeczywistością. Oni wiedzą już, że za kilka lat staną na ślubnym kobiercu, by potem trzymać w ramionach małe kruszynki. 

Lecz są jeszcze dwie osoby, które mają bardzo wiele do powiedzenia. Młoda dziennikarka nie potrafi powstrzymać się przed tym, by nie pokazywać widniejącego na jej serdecznym palcu pięknego pierścionka z bordowym oczkiem. Siatkarz natomiast nie potrafi opanować swojego gigantycznego uśmiechu, gdy tylko spojrzy na swoją już narzeczoną. Po chwili oboje wstają ze swoich miejsc, by ogłosić kolejną już radosną nowinę dzisiejszego dnia.

- Bo widzicie, my też chcemy wam coś powiedzieć... - zaczyna córka sławnego niegdyś piłkarza.
- Może i wy się dziecka spodziewacie. Tadek, pomyśl, jakie to by było szczęście - wzrusza się przyszła teściowa siatkarza.
- Nie... Chodzi o to, że chciałbym oficjalnie prosić państwo o rękę Karoliny - Mariusz uśmiecha się przyjaźnie, czekając na odpowiedź, której jest niemal pewny.
- Witaj w rodzinie, synu - mówi ojciec dziewczyny. - Lecz jeśli cokolwiek zrobisz, a ona będzie płakać, to wiedz, że inaczej pogadamy - żartuje uderzając chłopaka lekko w ramie.

Na skraju stołu siedzą również zakochani, którzy ceremonię zaręczyn mają już za sobą. Ba! Jeszcze rok temu planowali, że ich ślub odbędzie się we wrześniu tego roku, lecz teraz wiedzą, że jeszcze nie są na to gotowi. Oboje potrzebuję wolności, która sprawia, że tęsknią za sobą jeszcze bardziej. Oni żadnych niespodzianek w najbliższym czasie nie przewidują. Wiedzą jedynie to, że najbliższy rok wcale nie będzie dla nich łatwy. Michał we Włoszek, a Weronika we Francji. Oboje zamierzają realizować na razie swoją karierę.

- Ktoś coś jeszcze ma do powiedzenia? - pyta, pilnujący mięsa na grillu pan Darek. - Bo mi tu mięso już doszło i może by ktoś chciał skosztować - śmieje się radośnie. 

Nikt ze zgromadzonych nie spodziewał się, że pierwszy czerwca dwutysięcznego ósmego roku będzie tak obfitował w radosne nowiny...

~*~*~

Ta ostatnia część strasznie pasuje mi na epilog, ale mam jeszcze za dużo pomysłów, by kończyć ;)
Przepraszam za to, że olewam" tą historię. 
Bardzo bym chciała, żeby było inaczej, lecz po prostu nie mam teraz na tyle czasu, by pisać tu rozdziały, które wymagają ode mnie zdecydowanie więcej  niż te na innych blogach. W Listopadzie wszystko powinno się już unormować ;)
Pozdrawiam serdecznie, 
Dzuzeppe :*

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 26 - Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.


Agnieszka.

Dwudziesty piąty sierpień 2007 rok. Dzień mojego ślubu. Z tą myślą otwieram oczy i wpatruję się w bielusieńką suknię ślubną, którą założę na siebie już za kilka godzin. Dziś zostanę żoną Marcina, najważniejszego mężczyzny mojego życia. Był ze mną od zawsze. To z nim bawiłam się w piaskownicy. To z nim i jego siostrami jeździłam na wakacje czy kolonie. To jemu żaliłam się, gdy jakiś chłopak mnie zranił, by potem cieszyć się, gdy powiedział, że przywalił mojej miłostce. To ze mną poszedł na swoją własną studniówkę. To jemu moi rodzice pozwolili iść ze mną na moją własną studniówkę. To z nim pierwszy raz poznałam prawdziwą przyjemność, płynącą prosto z serca.

Następne trzy godziny spędzam poza domem, w salonie kosmetycznym razem z dziewczynami, mamą i przyszłą teściową. Żeby dostać się na miejsce musiałyśmy jechać dwoma samochodami, ale było warto. Moja teściowa poszła do siebie i próbuje "okiełznać zdenerwowanego i trzęsącego się jak galareta, Marcina", rodzice dopracowują ostatnie szczegóły przy okazji samemu kompletując strój, a wystrojone dziewczyny siedzą u mnie w pokoju i pomagają mi w założeniu sukni. Kiedy każdy jest już gotowy schodzimy na dół i czekamy na sygnał, oznajmujący przybycie mojego przyszłego męża, jego świadka i moich teściów. Dom pęka w szwach. Babcie płaczą sobie w ramiona nie mogąc doczekać się już przyjazdu ich rodzonego lub dopiero co przygarniętego wnuka, dziadkowie żartują sobie z wujkami, a ciocie plotkują o czym popadnie.

- Jadą. - wydziera się Lenka, a my wszyscy doprowadzamy się do porządku.

Nie rejestruję momentu przekroczenia progu przez Marcina i jego rodzinę. Nie zapamiętuje, jakimi słowami się witamy. Nie liczą się dla mnie wszystkie zgromadzone osoby, lecz jedynie on. Robię dokładnie to, co on. Mówię to samo co on. Patrzę jedynie w jego zielone oczy i wiem, że to one będą prowadzić mnie przez dalsze życie.


Mariusz.

Nigdy nie przypuszczałem, że polubię śluby. Nigdy nie myślałem nawet, że po rozstaniu z Ewą będę w stanie poznać kogoś tak wartościowego i poczuć, że mogę być jeszcze szczęśliwy. Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś znowu się na prawdę zakocham. Nie marzyłem nawet o tym, bo codziennie rano budzić i zasypiać się obok osoby, która powoli staje się dla mnie najważniejsza na świecie. Nie sądziłem, że w tym momencie będę jednym z najszczęśliwszych ludzi w swoim otoczeniu, że będę stał za Tobą i obejmował ramionami, muskając kark. Nie przypuszczałem  że mogę cię tak mocno pokochać.

- Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... - widzę jak obojgu przyszłym państwu Wojciechowskim szklą się oczy oraz słyszę, jak drgają im głowy. Kochają się. - Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci... - te słowa wypowiadam i ja, szepcząc wprost do ucha Karolinie. 
- Kocham cię Mariusz - słyszę jedynie cichą odpowiedź  i czuję jej delikatne usta na swoich, by po chwili usłyszeć coś, co sprawia, że moje serce chcę wyrwać się ze mnie i pokazać, jak bardzo ją kocham. - W najbliższej przyszłości chcę stać tam gdzie Aga z Marcinem i ślubować ci swoją miłość...

Nie interesuje mnie już dalszy przebieg ceremonii. Patrzę tylko co chwilę w twoje ciemne iskrzące oczy i coraz bardziej się w nich zatracam. Doskonale wiem, że już nigdy nie będzie tak jak było. Nigdy nikogo już nie pokocham tak, jak teraz kocham ciebie. Nikt nie zawładnie moim umysłem, ciałem, sercem tak, jak niejaka Karolina Wojciechowska, wspaniała dziennikarka, idealna kobieta, a przede wszystkim moja dziewczyna.


Lena. 

Dopiero teraz wiem, jak powinno wyglądać życie. Dopiero teraz czuję, że jestem na właściwym etapie życia, którego nie mogę niczym już spieprzyć. Dopiero teraz rozumiem, jak to jest być na prawdę szczęśliwie zakochaną osobą, która jest pewna, że osoba obok jest tą najważniejszą i najbliższą sercu. Dopiero teraz dojrzała do tego, by móc wypowiedzieć te dwa magiczne słowa, które nie padły jeszcze tak całkowicie szczerze z moich ust w stronę jakiegoś mężczyzny. Dopiero teraz dorosłam, by być z kimś i czuć, że to może się udać.

Wpatruje się w ciebie. Widzę jaki jesteś szczęśliwy powodu ślubu siostry, ciesząc się jej szczęściem. W końcu to ty niejako zbliżyłeś ich do siebie. To ty w przeszłości kazałeś swojemu najlepszemu przyjacielowi zaprosić na studniówkę siostrę, bo wiedziałeś, że tylko ona może być dla niego odpowiednią dziewczyną i skrycie liczyłeś na to, że to co dzieje się w tej chwili, nastąpi. śmiejesz się do zdjęć, obejmujesz mnie, całując delikatnie w policzek, szepcząc, że mnie kochasz. Jesteś całkowicie mój. Wiesz, że uzależniłeś się ode mnie, ale nie wiesz, ze ja czuje to samo. 

Na sali zaczyna formować się koło z zebranych gości, a Para młoda staje na środku w prowizorycznym sercu ułożonym z masy kwiatów. Zarówno Adze jak i Marcinowi świecą się oczy i śmieją się usta. Oboje widzą tylko siebie. A ja? Ja widzę tylko twoje oczy i uśmiech na twarzy. Jesteś mężczyzną z moich marzeń, jesteś taki, jakim sobie ciebie wymarzyłam. Często śnię o Tobie, o nas. Dzięki tobie jeszcze żyją i czuję się spełniona.

- Paweł... Kocham cię.


Marcin.

Stoisz tuż obok mnie. Na środku parkietu. Tylko ty i ja. Inni tylko nam towarzyszą. Nie liczą się dla nas. Patrzę w twoje oczy. Śmieją się. Do mnie. Przytulam się do ciebie. Pozwalam, byś położyła głowę na moim ramieniu. Sam przymykam lekko oczy i pozwalam, by to muzyka nas niosła. Nie mamy żadnego układy choreograficznego. Nie chodziliśmy do szkoły tańca. Nam to nie jest potrzebne. Wystarczy muzyka i my, razem.

Każda osoba wokół nas jest zwyczajna, przeciętna, taka jak wszyscy inni. My jesteśmy wyjątkowi. Świecimy blaskiem przyciemnionego światła. Mienimy się w brokacie sypiącym się z góry. Migamy w bocznych lustrach, które nadają pałacowy klimat. Uśmiechamy się, wirując w tańcu. Nie widzą twarzy zgromadzonych gości. Widzę ciebie. Twoje oczy, które mienią się różnorakimi kolorami, usta, w które mam ochotę się wpić i pozostać tak do końca życia, rumieńce na policzkach, które sam wywołuję, sukienkę, którą chcę już delikatnie opuścić w dół i kochać się z Tobą po raz pierwszy jako małżeństwo. 

- Warto było przez ciebie cierpieć - szepczesz.
- Warto było wyjechać i zrozumieć, że jesteś najważniejsza.
- Obiecaj, że nawet jeśli nie będziemy już razem, to nigdy mnie nie okłamiesz, proszę.
- Obiecaj, że nigdy nie pozwolisz mi zwątpić.
- Kocham cię - wypowiadamy razem i całujemy się ten pierwszy raz w małżeńskim tańcu.

Warto było przeprowadzić się do Łodzi. Warto było jeździć na rodzinne wakacje razem z sąsiadami. Warto było męczyć się z upierdliwym przyjacielem. Warto było katować się na treningach. Warto było zacisnąć zęby i walczyć do końca. Warto było związać się z tobą kilka lat temu, by potem wyjechać. Warto było nadal śledzić, co u ciebie. Warto było udawać, że jesteś tylko przyjaciółką moich sióstr. Warto było cierpieć w Niemczech, w Londynie, by teraz wreszcie być szczęśliwy. To wszystko było warte tego, co mam teraz. Mam ciebie, gram, jestem cholernie szczęśliwym człowiekiem


Michał.

Dzień ślubu. To dziś po raz pierwszy od trzech miesięcy widzą ją na żywo. To dziś mam okazję, by spróbować to wszystko naprawić, by wreszcie powiedzieć to, co czuję i dać sobie szansę na szczęście. Całe moje dalsze życie zależy od dzisiejszej rozmowy. A ty? Stoisz kilka metrów przede mną jako świadkowa Agi i uśmiechasz się do wszystkich dookoła. Może właśnie teraz jesteś szczęśliwa i nie potrzebujesz już mnie. Może masz już kogoś innego, który jest przy tobie i wspiera w odgrywaniu roli. Może ten ktoś nie będzie taki głupi jak ja i nie pozwoli, by najważniejsza osoba w jego życiu tak po prostu zniknęła i stała ci się obca. A może jednak coś jeszcze do mnie czujesz?

Siedzisz przy stole dla Młodych i ich świadków i wpatrujesz się w jedzenie. Jako jedna z nielicznych nie brylujesz na parkiecie. Co z tego, że starasz się uśmiechać, skoro nie wychodzi ci to. Ty grasz szczęśliwą. Ja potrafię to rozpoznać. Ignorujesz zaczepki z prośbą o taniec innych mężczyzn. Puszczasz mimo uszu ciche rozmowy na twój temat. Nie obchodzą cię krzywe spojrzenia ciotek, kuzynek, obcych ci osób.  Zadowala cię jedynie obecność winogronu na półmisku z owocami przed oczyma. Najchętniej zapewne zaszyłabyś się teraz w jednym z kilkudziesięciu pokoi na górze, lecz musisz pełnić swoje obowiązki. Za dobrze cię znam, żeby uwierzyć, że tak na prawdę wszystko jest w porządku.

Ale ja robię to samo. Najchętniej poszedłbym na spacer. Spacer po ogrodzie razem z Tobą u boku. Podnoszę się ze swojego miejsca z drugiego końca stołu dla Nowożeńców,  gdzie siedzę obok siostry i idę w twoim kierunku. Nie podnosisz nawet głowy, gdy siadam obok i uparcie   wpatruję się w ciebie. Nie reagujesz ruchowo, lecz rumienisz się. To zawsze cię zdradzało. Nie potrafisz ukryć tego, jak twój organizm reaguje na mnie. Nie potrafisz zahamować dreszczu biegnącego wzdłuż kręgosłupa, gdy delikatnie jedynie muskam skórę twojej dłoni obuszkiem palca. Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.

- Możemy zatańczyć? - wyduszam po chwili, gdy nadal nie masz zamiaru spojrzeć na mnie. - Weronika, proszę... - Zmuszam cię do patrzenia prosto w moje oczy, podnosząc podbródek i obracając do siebie. Pochylam się i opieram swoje czoło o twoje, przymykając oczy. - Daj mi szanse...
- To ja powinnam o to prosić, a nie ty, Michał... Ty poczułeś się zraniony, a to ja wszystko spieprzyłam... Nie chcę dalej tak żyć... Nie chcę codziennie budzić się sama, nie chcę szukać ręką twojego ciała codziennie rano, nie chcę śnić każdej nocy o tobie, nie chcę marzyć o przyszłości, nie chcę wyobrażać sobie dziecka z najcudowniejszymi niebieskimi oczami na świecie... Michał, ja chcę to przeżyć... Z tobą... Nawet jeśli będziemy żyć na walizkach i w różnych częściach Europy... Kocham cię.

Wszystko, co chcę w tym momencie powiedzieć, nie ma sensu. Każde moje słowo mogłoby wszystko zepsuć. Każdy zły ruch może pogorszyć to co jest.  Moje wywody na temat tego, jak bardzo ją kocham, nie mają sensu. Ty to wiesz. Jedyne co mogę i powinienem zrobić to to, co właśnie się dzieje. Przyciągam twoją twarz do swojej i miażdżę twoje wargi, nie zwracają uwagi na to, że większość gości znowu lokalizuje się na swoich miejscach siedzących. Liczy się tylko to, byś zrozumiała, że poświęcę wszystko, by tylko mieć cię przy sobie.

- Gorzko! Gorzko! Gorzko! - rozbrzmiewa na sali, a my wiemy, że nie jest skierowane w stronę Pary Młodej, zasiadającej obok nas.


~*~*~
Cześć :) 
Wesele się odbyło, teraz można coś zepsuć ;p
Nie no na razie nic nie przewiduję, oprócz jakiś skoków w przyszłość. 
Nie wiem, czy kiedyś mówiłam, ale epilog mam zaplanowany, że wydarzy się w 2014, a mamy dopiero sierpień 2007 :P
Akcja się przyspieszy :D
Buziaki,
Dzuzeppe :*
Ps. Za literówki przepraszam ;)

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 25 - "Już na zawsze będziemy was kochać, nasze przyszłe żoneczki!!!"

Lena

Za nami już prawie całe wakacje. Równo trzy miesiące od wypadku, które dały mi wiele czasu do myślenia. Te chwile, które przeleżałam nieruchoma w szpitalnym łóżku wpatrując się w sufit uświadomiły mi bardzo wiele. Te godziny twojego przesiadywania na niewygodnym szpitalnym stołku sprawiły, że teraz dopiero jestem w 100 % pewna czego chcę. Dopiero teraz zrozumiałam, czego tak na prawdę pragnie moje serce. Ostatecznie wiem, o co mam walczyć.

Na moim ciele nadal są ślady po bliznach, zadrapaniach i operacji złamanej ręki, a dodatkowo nogi i dwóch żeber. Miałam ogromne szczęście w tym całym pechu. Doskonale pamiętam te wszystkie słowa przez ciebie wypowiadane, gdy płakałeś przy moim łóżku. Doskonale pamiętam twój dotyk i ściskanie mojej dłoni. Doskonale pamiętam moment, gdy otworzyłam oczy i widziałam tylko twoją głowę, opierającą się o łóżko tuż obok mojej. Doskonale pamiętam, jak po twoim przebudzeniu przybliżyłeś się, delikatnie pocałowałeś i wyszeptałeś "dobrze, że już jesteś, kochanie". 

- Gotowa? - pytasz, stając w progu sypialni. Naszej wspólnej sypialni w twoim mieszkaniu. Nie pozwoliłeś wrócić mi do Torunia. Nie pozwoliłeś choć na chwilę zostać mi samej. 
- Tak. Możemy już jechać - chwytasz moją walizkę i wychodzimy z mieszkania.

Jedziemy do Łodzi. Za dwa dni wielka uroczystość dla twojej rodziny. Agnieszka wychodzi za mąż. Przez ten czas zdążyłam doskonale poznać twoją rodzinę. wiele razy gościliśmy razem w domu twoich rodziców. Miałam też wiele możliwości, by bliżej poznać Weronikę, Karolinę, Marcina i samą Agę. Byłam nawet z dziewczynami w salonie sukien ślubnych. Każda z nas założyła tą, która się jej podobała, a ekspedientka zrobiła nam zdjęcie na pamiątkę. Drogę spędzamy w ciszy. Ty skupiasz się na prowadzeniu pojazdu, ja smętnie wpatruję się w krajobrazy, które mijamy.

- Dzieci, jak ja się cieszę, że już jesteście. Wchodźcie. Jesteście może głodni? - twoja mama jak zwykle traktuje mnie jak własne dziecko. Dla niej jestem na równi z Pawłem i Agnieszką. 
- Mamuś, spokojnie, ja na prawdę umiem gotować, więc nie musisz martwić się o to, że głodzę Lene - śmiejesz się, chwytasz walizki, mnie za rękę i prowadzisz na górę. - No to wiesz gdzie co i jak, więc chyba mogę cię zostawić.
- Co?
- No ja lecę na wieczór kawalerski Marcinka, a tu do ciebie przyjdzie zaraz Aga i obie Wojciechowskie.
- I tak po prostu mnie zostawisz?
- Kotku ja cię po prostu oddaje na parę godzin w dobre ręce... - całujesz mnie przelotnie w usta i wychodzisz, a ja zostaje sama, czekając na dziewczyny.


Weronika.

Dwa miesiące całkowitego braku kontaktów z tobą. Dwa miesiące przepłakane w pokoju. Dwa cholernie długie miesiące, które tak strasznie bolały. A teraz? Zobaczę cię już za dwa dni. Znowu spojrzę w twoje oczy i będę skłonna, by w nich zatonąć. Cholernie się tego boję. Przecież możesz przyjść z kimś. Przecież mogłeś ze mnie całkowicie zrezygnować, bo nie warto wierzyć w związek z kimś takim, jak ja. Nie warto pamiętać o tak nieodpowiedzialnej osobie.

- Werka, ale ty wiesz, że Lenka się będzie z nami bawić? - pyta Agnieszka, gdy jesteśmy już w drodze do jej rodzinnego domu.
- Aga, ja wiem, że ta sytuacja nie jest łatwa dla nikogo, ale nie zamierzam zaprzestać kontaktów z osobami, które na prawdę polubiłam...

Na tym kończy się nasz rozmowa. To, że mi i Michałowi nie jest pisane być razem, nie oznacza od razy tego, że nie mogę kontaktować się z jego siostrą. Z resztą to nie było by możliwe. Lenka oficjalnie jest z Pawłem, a on przy niej wreszcie jest szczęśliwy. Ja chyba swoją szansę zawaliłam. Co z tego, że nadal kocham Michała, skoro nie potrafię być w normalnym związku? Na moim palcu nadal widnieje pierścionek zaręczynowy jego babci, który teraz należy do mnie. Nie oddałam go, bo to jedyna rzecz, która przypomina mi o nim. 

- Dziewczynki, może ja wam coś do jedzenia na ciepło zrobię? - pani Marzenka jak zwykle gościnna, jednak i jej udziela się ta nerwowość związana ze ślubem i weselem. 
- Mamuś, weź sobie winko do ręki i siadaj z nami.

I tak wyszło, że siedzimy sobie w szóstkę, bo wpadła jeszcze nasz mama, a pani Marzena i nasza staruszka opowiadają nam jak to było, gdy one brała ślub. Opowiadają nam o tym, jak trudno było znaleźć wtedy suknie ślubną, jak miały "dwa śluby". Na ich weselu było około trzydziestu gości, a u Agi i mojego braciszka będzie około trzystu! Zaszaleli, ale nic na to nie poradzimy, że mamy tak duże rodziny. Ale z drugiej strony, będzie przynajmniej fajna zabawa. Znowu zobaczę się z Gośką i Justyną i całą tą naszą kochaną rodzinką. Mama Agi ucieka od nas koło północy, a my zaczynamy swobodnie między sobą rozmawiać.

- Dziewczyny, jak już będziecie czuć, że mężczyzna, z którymi jesteście i kochacie go, to nigdy nie pozwólcie, żeby to się rozpierdzieliło, przez jedno głupie niedopowiedzenie - kończę wypowiedź, dopijam zawartość mojej lampki i wychodzę na balkon. Nie chcę niszczyć im zabawy, ale nie umiem się tak po prostu bawić.
- Weronika... - na balkonie pojawia się Lena. - Znam was oboje. Widzę jak się zachowujecie. Czuję, że oboje tak na prawdę próbujecie oszukać samych siebie. Michał codziennie w Bydgoszczy chodzi przygnębiony. Nie dość, że stracił ciebie, to i siatkówka nie przynosi mu radości. On się powoli wypala, bo nie ma ciebie... Odizolował się od świata. Z resztą tak samo jak ty. On cię kocha, ale strasznie go zraniłaś, nie mówiąc wcześniej o wyjeździe. Płakać mi się chce, jak widzę to, jak oboje cierpicie. Weronika teraz masz najlepszą okazje, żeby coś mu wyjaśnić. Innej może nie być...

Przytuliła mnie i  wróciła do środka, zostawiając mnie w stanie osłupienia. Za miesiąc wyjeżdżam na te cholerne cztery miesiące i nic już na to nie mogę poradzić. Nie mogę cofnąć  czasu i wyjaśnić tego wszystkiego wcześniej. Nie mogę liczyć, że nasze spotkanie wszystko zmieni, bo tak nie będzie. Za bardzo cię zraniłam...


Mariusz

Liga światowa dobiegła końca. Może nie było najlepiej w turnieju finałowym, ale pokazaliśmy, że nadal się liczymy. Czwarte miejsce nie jest szczytem naszych marzeń, ale stało się. Karolina była przy mnie codziennie. Lozano jest bardzo sceptyczny, ale Karole polubił od razu, więc codziennie miałem kilka minut, by spędzić jej właśnie z nią. W końcu, ona też była wtedy w pracy. Te trzy miesiące zbliżyły nas do siebie. Jakaś otwarta deklaracja jeszcze nie padła, ale oboje czujemy, że to coś więcej.

Obaj z Michałem jedziemy do Łodzi. Obaj byliśmy zdziwieni na wieść o tym, że Marcin zaprosił nas na kawalerski. Obaj idziemy też na sam ślub. Ja z Karoliną, a Michał sam. To, co dzieje się z nim ostatnio to jakiś sen. Nie chce mu się trenować, grać w pierwszej szóstce. Najchętniej cały czas przesiedziałby w Bydgoszczy. Jest jakby wyrwany z normalnego życia. Wszystko toczy się obok niego bez jego udziału. Nie śmieje się, nie robił numerów na zgrupowaniu. Nie był sobą, bo nie jest z Weroniką... To ona przez poprzednie miesiące była jego sensem życia, a kiedy jej nie ma, stacza się na dno...

- Stary no to koniec Twojej wolności... Jako twój drużba, pozwolę sobie na kilka słów od siebie odnośnie końca pewnego etapu - zaczyna Paweł. - Nie wiem, czy wiecie, ale my z Marcinkiem to się od pieluch znamy, razem graliśmy, trenowaliśmy. Wiem o nim więcej niż inni. To ja pierwszy raz obiłem mu mordę, bo odbił mi dziewczynę w liceum - zaśmiał się, co i u nas spowodowało śmiech. - I to ja siłą wyciągnąłem z niego, że kocha moją siostrę... Tak więc, to sobie przypisuje ten zaszczyt swatki - teraz już wszyscy na raz wybuchnęliśmy śmiechem. - Więc stary, co ja ci mogę życzyć... Szczęścia, szczęścia i po raz ostatni potomka - poklepał go po plecach, ściskając go.
- Z tym dzieckiem to bardziej do Agi kieruj sugestie, bo ja jestem na to otwarty... To panowie, napijmy się - rozlał wódkę do kieliszków. - Wypijmy za nas, za dalsze życie, za pełnie szczęścia... 
- Dzieci... - Paweł bardzo tym wujkiem chyba chce być. 
- Dobrą zabawę - wtrąca Bartek, brat cioteczny Marcina.
- Prace - dorzuca Wojtek, kuzyn Młodego.
- Przyjaźń i szczerość w życiu... - dodałem.
- Za drugą szanse... - zakończył Michał, a nasze dłonie powędrowały ku górze. 
- Chłopaki, po prostu za nas i to, żeby spotkać się w takim towarzystwie jeszcze co najmniej  trzy razy, a ja z wami chłopaki - wskazuje na młodych chłopaków - chce widzieć się częściej.

Wypiliśmy do dna i zaczęliśmy rozmawiać, wspominać, dzielić się przeszłością. Może to nie jest stereotypowy wieczór kawalerski piłkarza tej klasy, ale widać, że Marcin jest szczęśliwy. Wszyscy jesteśmy. Przynajmniej Pan Młody, jego drużba i ja. Tylko Winiar jest pochmurny cały czas. Nie pomaga mu nawet wypity alkohol.

-Michał, co się dzieje?
- A co ma się dziać... Weronika... Znowu ją zobaczę, a całkowicie nie wiem, co mogę jej powiedzieć. 
- Może lepiej będzie coś zrobić, niż powiedzieć... Nie zmarnuj szansy, którą daje ci los. Nie kieruj się urażoną dumą, bo to nie ma sensu... Ty ją za mocno kochasz, by stracić na zawsze...

Zostawiam go samego na tarasie, gdzie urzędujemy na podwórku Wojciechowskich. Nie wiem, co zrobi, jak się zachowa, ale mam nadzieje, że będę mógł bawić się na ich weselu. Kuzyni Marcina już się zmyli. Postanawiamy iść na drugą stronę ulicy. Nie wiem, co kombinuje Marcin, ale pisze SMSa do Agi, a po chwili wszystkie dziewczyny pojawiają się na balkonie domu Michalskich. Kazał nam tylko na znak, krzyknąć jedno hasło.

- Już na zawsze będziemy was kochać, nasze przyszłe żoneczki!!! - krzyknęliśmy chórem
- Jeszcze nie żoneczki!!!


~*~*~ 
I wróciłam i tutaj :D 
Dziś bez muzyki, ale ostatnio (czyt. dziś podczas pisania) słucham tego więc jak coś, to przesłuchajcie sobie ;)
Teraz już raczej będę wszędzie na bieżąco, tylko nie wiem, czy nowy będzie za tydzień, czy trochę później ;)
Na razie zapraszam na nowego Zbysia i jednoparcik, jakby ktoś nie czytał. ;)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*



środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 24 - Nie zawsze jest dobrze. Czasem musi być źle, żeby zrozumieć wiele rzeczy...


Maj 2007 rok

Weronika.

Minęło już prawie pół roku od momentu, gdy poprosiłeś mnie o rękę, a ja się zgodziłam. Pół roku, które zdecydowanie mogę uznać za najlepsze w moim życiu. Pół roku mieszkania z Tobą w Bełchatowie. Pół roku bezustannych pytań o nas razem. Pół roku wspólnych wieczorów i poranków, dni i nocy, minut i godzin. Pół roku odseparowania się od aktorstwa. Pół roku odpuszczenia sobie prawie każdego kastingu. Pół roku zaniedbania kariery. Ale również najwspanialsze pół roku z cudownym mężczyzną. Pół roku z Tobą... 

- Karo! Dostałam tą role!!! - krzyczę na cały dom. - Słyszysz, udało mi się!
- No to gratulacje siostra - przytuliła mnie. - To dzwoń do Michała, że się udało.
- Nie mogę - spuszczam głowę. - On o niczym nie wie, a nie chcę mówić mu o tym przez telefon...
- Nie powiedziałaś mu, że brałaś udział w kastingu, gdzie w razie wygranej wyjedziesz do Hiszpanii na 4 miesiące?! - podnosi głos... - Weronika co ty odwalasz? - pyta, a ja z bezradności wzruszam ramionami. - Jedziemy do Spały... - patrzę na nią pytającym wzrokiem. - Oj no przecież musisz wyjaśnić to Miśkowi, a jest weekend, a i ja bym się chciała z Mariuszem spotkać - uśmiechnęła się. Między nimi jest zdecydowanie spokojniej i wolniej niż u nas. W sezonie ligowym można by powiedzieć, że się mijali, ale krótkie wakacje spędzili całkowicie tylko razem.

Spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i po godzinie byłyśmy już w drodze do Spały, Wiem, że będziesz wkurzony o to, że nie powiedziałam ci wcześniej. Wiem, że będziesz smutny. Wiem, że będziesz robił dobrą minę do złej gry. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu i za zgodą trenera dostajemy zapasowe klucze do waszych pokoi, w których nie ma już waszych współlokatorów, gdyż wybyli do rodzinnych stron na weekend majowy,  i się rozdzielamy. Pod szafą zostawiam torbę, a sama kładę się na Twoim łóżku. Pachnie Tobą. Pachnie tak, jak pościel w Twoim mieszkaniu w Bełchatowie, do której codziennie się przytulam, gdy cię nie ma. Słyszę przekręcanie klucza i już po chwili widzę i ciebie.

- Weronika? Co ty tu robisz? - pytasz zdezorientowany, gdy bez słowa wtulam się w ciebie.
- Musiałam przyjechać... Tęskniłam - muskam delikatnie Twoje usta, wspinając się na palce.
- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę... 

Wpijasz się w moje spragnione usta, przyciągasz do siebie, wplątujesz palce w moje długie włosy. Zapominam o tym, że miałam ci powiedzieć o filmie, gdy tylko Twoje dłonie i usta zaczynają dziką wędrówkę po moim ciele. Teraz liczysz się tylko ty i ja. My. Co z tego, że tylko przez tę krótką chwilę. Co z tego, że na moment. Co z tego, że za chwilę wszystko mini, a prawda będzie musiała nadejść. Przytulam się do ciebie i w głowie zaczynam układać sobie to, co mam powiedzieć.

- O czym tak zawzięcie myślisz? - pytasz całując mnie w czoło.
- Tak o nas i przyszłości... Właściwie to ja przyjechałam ci o czymś powiedzieć... O czymś bardzo ważnym - podnoszę się do pozycji siedzącej.- Bo chodzi o to, że ja...
- Jesteś w ciąży? - uśmiechasz się. Chciałabym, żebym to właśnie to musiała ci powiedzieć, ale nie mogę, bo to nie prawda. - Kotuś to wspaniale - ściskasz mnie i zaczynasz całować.
- Michał... Nie jestem w żadnej ciąży...
- Jak to?
- Przecież się zabezpieczamy, nie? Biorę tabletki... - milknę na chwile. - Chodzi o to, że jakiś czas temu wzięłam udział w kastingu do filmu i dowiedziałam się dziś, że dostałam główną rolę...
- Kochanie, no to gratulacje - powtarzacz czynność przytulania i całowania. - A to gdzie będę mógł cię zobaczyć?
- Michał, posłuchaj. To nie jest Polski film. Ja muszę wyjechać do Hiszpanii...
- To może razem pojedziemy. Zrobimy sobie takie wakacje, co?
- To niemożliwe... Michał, ja tam jadę na 4 miesiące...
- Co? I teraz mi to mówisz?! Weronika, my się mamy pobrać za rok, a ty nie powiedziałaś mi o takich planach? Chyba nie do końca znasz definicję związku...

Wstajesz, ubierasz się i wychodzisz z pokoju. Jestem totalnym głupkiem... Ale jedno jest pewno. Jeśli ty nie potrafisz przystosować się do mojego zawodu, to ja nie zamierzam rezygnować z niego dla ciebie.


Karolina.

- Myślisz, że mu powie? - siedzimy w ogrodzie ośrodka.
- Nie wiem... Ale wiem, że Michał zadowolony to nie będzie, bo on ją kocha jak wariat, a kiedy ona wyjedzie, to albo się załamie, albo będzie chciał pokazać, że daje sobie świetnie radę bez niej.
- Mariusz ja się boję, że oni tego nie wytrzymają. Że odpuszczą, bo oboje są uparci. Co z tego, że kochają się najbardziej na świcie, jak będą za dumni, żeby zadzwonić...
- Przestań martwić się o wszystkich wokoło, a zacznij myśleć o nas, co? - składasz delikatny pocałunek na moich ustach. - Mam pomysł. Spotkajmy się za godzinę na ławce przed ośrodkiem, co? 
- Ale co ja ma robić przez ten czas, co i gdzie ty w ogóle idziesz!? - krzyczę za Tobą, ale nawet się nie odwracasz, a jedynie odkrzykujesz:
- Zaufaj mi... Kocham cię!!!

Zostałam sama, więc poszłam sobie na stołówkę, zobaczyć czy przypadkiem panie  kucharki nie zostawiły może jakiś resztek z dzisiejszego obiadu, ale usłyszałam tylko, że "nasi siatkarze to wielkie chłopy i pożerają wszystko co dostaną, a najbardziej to im środowa golonka Pani Stasi smakuje". Dlatego musiałam udać się do Krzyśka, który przed chwilę dosłownie, dojechał do ośrodka po krótszym weekendzie w domu, bo, jak się dowiedziałam od niego samego, "Iwona była jakaś dziwna i zamiast się kłócić wolał ją pocałować i wrócić tutaj". Poczęstował mnie żelkami i dalej mogłam sobie spokojnie czekać na Mariusza.

- Zgadnij kto to - usłyszałam tuż przy uchu, a czyjeś dłonie zasłoniły mi oczy.
- Władek, nie tutaj, bo jeszcze cię mój chłopak zobaczy i ci mordę obije - odwracam się z uśmiechem w Twoją strona i widzę Twoją zdumiałą minę. - O to ty, kochanie - udaję zdziwienie. - Wiesz ja tak tylko sobie mówiłam - zarzucam ręce na Twój kark.
- Skoro ty masz Władka, to ja ci od razu o Stasi powiem.
- O tej sympatycznej staruszce, co gotuje Wam same przysmaki w kuchni? Mariusz, ja doskonale wiem, że mnie z nią zdradzasz - puszczam ci oczko. - Dobra mów lepiej gdzie mnie zabierasz?
- A niespodzianka - wystawiasz mi język. - Musisz mi zaufać.
- Przecież wiesz, że ci ufam.
- No to pozwól, że założę ci to na Twoje piękne patrzałki - wyciągasz z kieszeni moją kremową apaszkę, która zginęła mi przed zgrupowaniem i zakładasz mi ją na oczy.

Łapiesz mnie za rękę i, trzymając za rękę, idziesz ze mną w nie znanym mi kierunku, który ty znasz doskonale. W końcu to nie pierwszy sezon, który tu spędzasz. Idziemy już około pół godziny, a ja przestaje słyszeć dźwięki miasta, samochodów. Słyszę nasz kroki po skrzypiącym podłożu i śpiewy ptaków. Jak sądzę, jesteśmy w jakimś lesie, których jest w okolicach bardzo dużo. Czy się boję? Nie. Ufam ci i wiem, że nigdy nie zrobisz mi krzywdy. Nigdy nie pozwolisz, aby coś złego mi się stało.

- Mariusz, długo jeszcze?
- W zasadzie to jesteśmy już na miejscu... Otwórz oczy... - szepczesz mi do ucha, rozwiązując apaszkę. Powoli otwieram oczy i widzę puste miejsce pomiędzy mnóstwem leśnych drzew. Niewielka polana oświetlona przez wiosenne jeszcze Słońce. Żywa, zielona trawa, rodzące się do życia drzewa, wesoło śpiewające ptaki i czyste, niebieskie niebo nad nami. Raj? 
- Tu jest przepięknie - odwracam się do ciebie i wpijam w usta.
- Ej Kotek, poczekaj  chwile. Na to też przyjdzie czas, ale najpierw zjedzmy coś.

Śmiejesz się i prowadzisz na środek polany na koc, na którym stoi koszyk wypełniony smakołykami. Gdy zapytałam, skąd to wszystko wziął, odpowiedział, że pani Stasia jest prawdziwą cudotwórczynią. Mnie przepędziła z kuchni, a swojemu pupilowi to cały koszyk jedzenia napchała, żeby się przede mną popisał. No ale udało mu się. 

Teraz dopiero wiem, jak to jest, być na prawdę szczęśliwą, a nie tylko taką udawać, jak działo się przy Filipie. Na początku przez miesiąc codziennie wydzwaniał, pisał, przychodził do domu, ale dał sobie spokój po bliższym spotkaniu z pięścią Mariusza. Przy Dylewiczu nigdy nie czułam się bezpiecznie, a teraz zawsze tak jest. Dzięki Mariuszowi stałam się pewniejsza siebie i otwarta na innych. Nie raz zasiadałam w sektorze rodzin i przyjaciół zawodników na meczach domowych Skry, gdy tylko nie pracowałam, obok żon, narzeczonych i dziewczyn pozostałych zawodników.

- Wracamy do ośrodka? - pytasz, wodząc nosem po mojej szyi, gdy siedzisz za mną.
- Możemy, bo trochę się zimno zrobiło.
- To co nic nie mówisz - zdejmujesz swoją bluzę. - Wcześniej bym ci ją dał - narzucasz mi ją na ramiona, a ja przymykam oczy i delektuję się jej zapachem.
- Dobra zbieramy się - mówię po chwili.

Sprzątamy jedzenie do koszyka, składamy koc i ruszamy w drogę powrotną. Po upływie około trzydziestu minut jesteśmy już na miejscu. Nie idziemy na kolację dla zawodników  lecz udajemy się do pokoju. Chyba wiadome jest to, że musimy nacieszyć się, więc nie wychodziliśmy z niego przez całą niedzielę...


Paweł. 

- Mam dla ciebie niespodziankę - mówię i sięgam do kieszeni. - Pojedziesz ze mną na wakacje do Włoch - pokazuje jej bilety do Wenecji.
- Chcesz spędzić ze mną wakacje? - wybałuszasz oczy i wpatrujesz się we mnie tymi niebieskimi oczami, które chyba po bracie odziedziczyłaś. 
- No to chyba oczywiste, że chce właśnie z Tobą spędzić ten czas. W końcu już od jakiegoś czasu się spotykamy, więc chyba możemy jechać razem na wakacje, nie? - dla mnie to oczywiste, ale chyba nie dla ciebie, bo wcale nie wyglądasz na szczęśliwą, a złą.
- Czy ty siebie słyszysz?! Pamiętasz jaka była umowa?! - zaczyna krzyczeć, a ja kompletnie nie wiem co robić.
- Ale dla mnie ta umowa się nie liczy, bo nie jesteś mi obojętna... - łapię cię na ramiona. - Lenka, zrozum, że ja cię chyba ko...
- Nie kończ!!! Nie chcę tego słyszeć! Nie chcę cię znać!

Wymierzasz mi policzek i uciekasz. Mnie to tak strasznie boli. Nie fizycznie. nie tak związane z układem nerwowym. Boli na dnie serce, gdzie jedynie tam pozostały takie uczucia. Boli, bo wiem, że chyba właśnie cię straciłem. Boli, bo tak strasznie kuje w tym przeklętym mięśniu, bez którego dobrego funkcjonowania nie da się przeżyć. Takie małe gówno, jak uczucia, a potrafią udupić człowieka najboleśniej, jak tylko można. Po co w ogóle się na to zgadzałem?

Słyszę tylko, jak odjeżdżasz z piskiem opon spod bloku, w którym tak często gościłaś przez całe noce, a czasami i dnie, weekendy. Byłaś tutaj obok mnie przez te kilka miesięcy, a ja z każdym dniem zdawałem sobie sprawę, że powinnaś zostać już na zawsze przy moim boku. Uświadamiałem sobie, że nie ma już między nami tego układu  mówiącego tylko o przyjemności, bez angażowania się. Tylko teraz wiem, że to i tak jeszcze za wcześnie, ale nie dam od tak położyć krzyżyka na tym, co było między nami.

Jak najszybciej się da, zbiegam na dół i wsiadam do swojego samochodu. Widzę jeszcze twój samochód, więc ruszam w tym kierunku. Nie wiem, ile masz na liczniku, ale na pewno nie jedziesz przepisowo. Ja z resztą też, ale nie mogę pozwolić, żebyś odjechała. Nie mogę pozwolić, żeby to wszystko się tak skończyło. Nie mogę pozwolić sobie na stracenie ciebie - osoby, którą kocham. 

Nie wiem dlaczego, ale boję się. Boję się o ciebie. O to, że może ci się coś stać. Serce zaczyna bić mi okropnie mocno, gdy na drodze przed ostrym zakrętem widzę ostre ślady po hamowaniu, których jeszcze wczoraj, jak wracałem do warszawy z Łodzi, nie było. Czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła, gdy widzę, jak jakiś samochód wbija się prawą stroną w drzewo. Krew uderza mi do mózgu, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że znam ten samochód. Gwałtownie moja noga znajduje się na hamulcu, gdy uświadamiam sobie, że jesteś w środku.

Podbiegam do wraku maszyny, a moje oczy zalewają się łzami. Nie wstydzę się tego, że płaczę. Podobno łzy płynące przez ukochaną osobą nie są wstydliwe. Ja o nich nie myślę. W tej chwili moje myśli odchodzą na bok. Działam mechanicznie. Mechanicznie krzyczę, żeby ktoś zadzwonił po karetkę. Mechanicznie szarpię się z drzwiami. Mechanicznie wiem, jak wydostać Twoje bezbronne ciało na zewnątrz. Mechanicznie odciągam Cię od samochodu. mechanicznie zaczynam reanimację. Mechanicznie przywołuję Twojego bojącego się psa do siebie. Mechanicznie zaczynam krzyczeć.

- Nie możesz mnie zostawić!!! - łzy spadają na Twoje bezradne ciało. - Nie teraz, kiedy Cie pokochałem!! Słyszysz, nie pozwalam ci!!! - pootrząsam Twoim ciałem, lecz od razu zostaję odciągnięty przez ludzi w czerwonych ubraniach. Słyszę głośny sygnał karetki, krzyki ludzi, szczekania Frediego i cichy szept: 

- Chodzi o to, że ja ciebie też kocham...

~*~*~  

Witam :D
No jeśli ktoś uważnie czytał 13 rozdział, to bez problemu przypomni sobie, że Paweł miał kiedyś taki proroczy sen ;) Dziś się własnie pojawił, ale w ich życiu. 
Chyba nie sądziłyście, że u Michała i Weroniki zawsze będzie tak kolorowo? Z resztą nie tylko u nich ;)
Ale Karolina szczęśliwa i to się liczy.
Zapraszam na nowego bloga o tu 
Pozdrawiam,
Dzuzeppe ;*