wtorek, 8 października 2013

Rozdział 26 - Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.


Agnieszka.

Dwudziesty piąty sierpień 2007 rok. Dzień mojego ślubu. Z tą myślą otwieram oczy i wpatruję się w bielusieńką suknię ślubną, którą założę na siebie już za kilka godzin. Dziś zostanę żoną Marcina, najważniejszego mężczyzny mojego życia. Był ze mną od zawsze. To z nim bawiłam się w piaskownicy. To z nim i jego siostrami jeździłam na wakacje czy kolonie. To jemu żaliłam się, gdy jakiś chłopak mnie zranił, by potem cieszyć się, gdy powiedział, że przywalił mojej miłostce. To ze mną poszedł na swoją własną studniówkę. To jemu moi rodzice pozwolili iść ze mną na moją własną studniówkę. To z nim pierwszy raz poznałam prawdziwą przyjemność, płynącą prosto z serca.

Następne trzy godziny spędzam poza domem, w salonie kosmetycznym razem z dziewczynami, mamą i przyszłą teściową. Żeby dostać się na miejsce musiałyśmy jechać dwoma samochodami, ale było warto. Moja teściowa poszła do siebie i próbuje "okiełznać zdenerwowanego i trzęsącego się jak galareta, Marcina", rodzice dopracowują ostatnie szczegóły przy okazji samemu kompletując strój, a wystrojone dziewczyny siedzą u mnie w pokoju i pomagają mi w założeniu sukni. Kiedy każdy jest już gotowy schodzimy na dół i czekamy na sygnał, oznajmujący przybycie mojego przyszłego męża, jego świadka i moich teściów. Dom pęka w szwach. Babcie płaczą sobie w ramiona nie mogąc doczekać się już przyjazdu ich rodzonego lub dopiero co przygarniętego wnuka, dziadkowie żartują sobie z wujkami, a ciocie plotkują o czym popadnie.

- Jadą. - wydziera się Lenka, a my wszyscy doprowadzamy się do porządku.

Nie rejestruję momentu przekroczenia progu przez Marcina i jego rodzinę. Nie zapamiętuje, jakimi słowami się witamy. Nie liczą się dla mnie wszystkie zgromadzone osoby, lecz jedynie on. Robię dokładnie to, co on. Mówię to samo co on. Patrzę jedynie w jego zielone oczy i wiem, że to one będą prowadzić mnie przez dalsze życie.


Mariusz.

Nigdy nie przypuszczałem, że polubię śluby. Nigdy nie myślałem nawet, że po rozstaniu z Ewą będę w stanie poznać kogoś tak wartościowego i poczuć, że mogę być jeszcze szczęśliwy. Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś znowu się na prawdę zakocham. Nie marzyłem nawet o tym, bo codziennie rano budzić i zasypiać się obok osoby, która powoli staje się dla mnie najważniejsza na świecie. Nie sądziłem, że w tym momencie będę jednym z najszczęśliwszych ludzi w swoim otoczeniu, że będę stał za Tobą i obejmował ramionami, muskając kark. Nie przypuszczałem  że mogę cię tak mocno pokochać.

- Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... - widzę jak obojgu przyszłym państwu Wojciechowskim szklą się oczy oraz słyszę, jak drgają im głowy. Kochają się. - Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci... - te słowa wypowiadam i ja, szepcząc wprost do ucha Karolinie. 
- Kocham cię Mariusz - słyszę jedynie cichą odpowiedź  i czuję jej delikatne usta na swoich, by po chwili usłyszeć coś, co sprawia, że moje serce chcę wyrwać się ze mnie i pokazać, jak bardzo ją kocham. - W najbliższej przyszłości chcę stać tam gdzie Aga z Marcinem i ślubować ci swoją miłość...

Nie interesuje mnie już dalszy przebieg ceremonii. Patrzę tylko co chwilę w twoje ciemne iskrzące oczy i coraz bardziej się w nich zatracam. Doskonale wiem, że już nigdy nie będzie tak jak było. Nigdy nikogo już nie pokocham tak, jak teraz kocham ciebie. Nikt nie zawładnie moim umysłem, ciałem, sercem tak, jak niejaka Karolina Wojciechowska, wspaniała dziennikarka, idealna kobieta, a przede wszystkim moja dziewczyna.


Lena. 

Dopiero teraz wiem, jak powinno wyglądać życie. Dopiero teraz czuję, że jestem na właściwym etapie życia, którego nie mogę niczym już spieprzyć. Dopiero teraz rozumiem, jak to jest być na prawdę szczęśliwie zakochaną osobą, która jest pewna, że osoba obok jest tą najważniejszą i najbliższą sercu. Dopiero teraz dojrzała do tego, by móc wypowiedzieć te dwa magiczne słowa, które nie padły jeszcze tak całkowicie szczerze z moich ust w stronę jakiegoś mężczyzny. Dopiero teraz dorosłam, by być z kimś i czuć, że to może się udać.

Wpatruje się w ciebie. Widzę jaki jesteś szczęśliwy powodu ślubu siostry, ciesząc się jej szczęściem. W końcu to ty niejako zbliżyłeś ich do siebie. To ty w przeszłości kazałeś swojemu najlepszemu przyjacielowi zaprosić na studniówkę siostrę, bo wiedziałeś, że tylko ona może być dla niego odpowiednią dziewczyną i skrycie liczyłeś na to, że to co dzieje się w tej chwili, nastąpi. śmiejesz się do zdjęć, obejmujesz mnie, całując delikatnie w policzek, szepcząc, że mnie kochasz. Jesteś całkowicie mój. Wiesz, że uzależniłeś się ode mnie, ale nie wiesz, ze ja czuje to samo. 

Na sali zaczyna formować się koło z zebranych gości, a Para młoda staje na środku w prowizorycznym sercu ułożonym z masy kwiatów. Zarówno Adze jak i Marcinowi świecą się oczy i śmieją się usta. Oboje widzą tylko siebie. A ja? Ja widzę tylko twoje oczy i uśmiech na twarzy. Jesteś mężczyzną z moich marzeń, jesteś taki, jakim sobie ciebie wymarzyłam. Często śnię o Tobie, o nas. Dzięki tobie jeszcze żyją i czuję się spełniona.

- Paweł... Kocham cię.


Marcin.

Stoisz tuż obok mnie. Na środku parkietu. Tylko ty i ja. Inni tylko nam towarzyszą. Nie liczą się dla nas. Patrzę w twoje oczy. Śmieją się. Do mnie. Przytulam się do ciebie. Pozwalam, byś położyła głowę na moim ramieniu. Sam przymykam lekko oczy i pozwalam, by to muzyka nas niosła. Nie mamy żadnego układy choreograficznego. Nie chodziliśmy do szkoły tańca. Nam to nie jest potrzebne. Wystarczy muzyka i my, razem.

Każda osoba wokół nas jest zwyczajna, przeciętna, taka jak wszyscy inni. My jesteśmy wyjątkowi. Świecimy blaskiem przyciemnionego światła. Mienimy się w brokacie sypiącym się z góry. Migamy w bocznych lustrach, które nadają pałacowy klimat. Uśmiechamy się, wirując w tańcu. Nie widzą twarzy zgromadzonych gości. Widzę ciebie. Twoje oczy, które mienią się różnorakimi kolorami, usta, w które mam ochotę się wpić i pozostać tak do końca życia, rumieńce na policzkach, które sam wywołuję, sukienkę, którą chcę już delikatnie opuścić w dół i kochać się z Tobą po raz pierwszy jako małżeństwo. 

- Warto było przez ciebie cierpieć - szepczesz.
- Warto było wyjechać i zrozumieć, że jesteś najważniejsza.
- Obiecaj, że nawet jeśli nie będziemy już razem, to nigdy mnie nie okłamiesz, proszę.
- Obiecaj, że nigdy nie pozwolisz mi zwątpić.
- Kocham cię - wypowiadamy razem i całujemy się ten pierwszy raz w małżeńskim tańcu.

Warto było przeprowadzić się do Łodzi. Warto było jeździć na rodzinne wakacje razem z sąsiadami. Warto było męczyć się z upierdliwym przyjacielem. Warto było katować się na treningach. Warto było zacisnąć zęby i walczyć do końca. Warto było związać się z tobą kilka lat temu, by potem wyjechać. Warto było nadal śledzić, co u ciebie. Warto było udawać, że jesteś tylko przyjaciółką moich sióstr. Warto było cierpieć w Niemczech, w Londynie, by teraz wreszcie być szczęśliwy. To wszystko było warte tego, co mam teraz. Mam ciebie, gram, jestem cholernie szczęśliwym człowiekiem


Michał.

Dzień ślubu. To dziś po raz pierwszy od trzech miesięcy widzą ją na żywo. To dziś mam okazję, by spróbować to wszystko naprawić, by wreszcie powiedzieć to, co czuję i dać sobie szansę na szczęście. Całe moje dalsze życie zależy od dzisiejszej rozmowy. A ty? Stoisz kilka metrów przede mną jako świadkowa Agi i uśmiechasz się do wszystkich dookoła. Może właśnie teraz jesteś szczęśliwa i nie potrzebujesz już mnie. Może masz już kogoś innego, który jest przy tobie i wspiera w odgrywaniu roli. Może ten ktoś nie będzie taki głupi jak ja i nie pozwoli, by najważniejsza osoba w jego życiu tak po prostu zniknęła i stała ci się obca. A może jednak coś jeszcze do mnie czujesz?

Siedzisz przy stole dla Młodych i ich świadków i wpatrujesz się w jedzenie. Jako jedna z nielicznych nie brylujesz na parkiecie. Co z tego, że starasz się uśmiechać, skoro nie wychodzi ci to. Ty grasz szczęśliwą. Ja potrafię to rozpoznać. Ignorujesz zaczepki z prośbą o taniec innych mężczyzn. Puszczasz mimo uszu ciche rozmowy na twój temat. Nie obchodzą cię krzywe spojrzenia ciotek, kuzynek, obcych ci osób.  Zadowala cię jedynie obecność winogronu na półmisku z owocami przed oczyma. Najchętniej zapewne zaszyłabyś się teraz w jednym z kilkudziesięciu pokoi na górze, lecz musisz pełnić swoje obowiązki. Za dobrze cię znam, żeby uwierzyć, że tak na prawdę wszystko jest w porządku.

Ale ja robię to samo. Najchętniej poszedłbym na spacer. Spacer po ogrodzie razem z Tobą u boku. Podnoszę się ze swojego miejsca z drugiego końca stołu dla Nowożeńców,  gdzie siedzę obok siostry i idę w twoim kierunku. Nie podnosisz nawet głowy, gdy siadam obok i uparcie   wpatruję się w ciebie. Nie reagujesz ruchowo, lecz rumienisz się. To zawsze cię zdradzało. Nie potrafisz ukryć tego, jak twój organizm reaguje na mnie. Nie potrafisz zahamować dreszczu biegnącego wzdłuż kręgosłupa, gdy delikatnie jedynie muskam skórę twojej dłoni obuszkiem palca. Nie możesz ukryć tego, że nadal jestem dla ciebie ważny.

- Możemy zatańczyć? - wyduszam po chwili, gdy nadal nie masz zamiaru spojrzeć na mnie. - Weronika, proszę... - Zmuszam cię do patrzenia prosto w moje oczy, podnosząc podbródek i obracając do siebie. Pochylam się i opieram swoje czoło o twoje, przymykając oczy. - Daj mi szanse...
- To ja powinnam o to prosić, a nie ty, Michał... Ty poczułeś się zraniony, a to ja wszystko spieprzyłam... Nie chcę dalej tak żyć... Nie chcę codziennie budzić się sama, nie chcę szukać ręką twojego ciała codziennie rano, nie chcę śnić każdej nocy o tobie, nie chcę marzyć o przyszłości, nie chcę wyobrażać sobie dziecka z najcudowniejszymi niebieskimi oczami na świecie... Michał, ja chcę to przeżyć... Z tobą... Nawet jeśli będziemy żyć na walizkach i w różnych częściach Europy... Kocham cię.

Wszystko, co chcę w tym momencie powiedzieć, nie ma sensu. Każde moje słowo mogłoby wszystko zepsuć. Każdy zły ruch może pogorszyć to co jest.  Moje wywody na temat tego, jak bardzo ją kocham, nie mają sensu. Ty to wiesz. Jedyne co mogę i powinienem zrobić to to, co właśnie się dzieje. Przyciągam twoją twarz do swojej i miażdżę twoje wargi, nie zwracają uwagi na to, że większość gości znowu lokalizuje się na swoich miejscach siedzących. Liczy się tylko to, byś zrozumiała, że poświęcę wszystko, by tylko mieć cię przy sobie.

- Gorzko! Gorzko! Gorzko! - rozbrzmiewa na sali, a my wiemy, że nie jest skierowane w stronę Pary Młodej, zasiadającej obok nas.


~*~*~
Cześć :) 
Wesele się odbyło, teraz można coś zepsuć ;p
Nie no na razie nic nie przewiduję, oprócz jakiś skoków w przyszłość. 
Nie wiem, czy kiedyś mówiłam, ale epilog mam zaplanowany, że wydarzy się w 2014, a mamy dopiero sierpień 2007 :P
Akcja się przyspieszy :D
Buziaki,
Dzuzeppe :*
Ps. Za literówki przepraszam ;)

6 komentarzy:

  1. Tak, tak, TAK :) W koncu :) Nie proboj niczego psuc, jest cudownie :* /Kari :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie każdy wyznał sobie miłość. Bardzo się z tego cieszę. Od razu mówię, nie próbuj niczego psuć. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No wreszcie sie pogodzili!! Nie ma lepszego miejsca na godzenie się niż czyjeś wesele. Teraz powinni złapać muchę i welon!! Potem kolejny ślub!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam na to :D Jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo po prostu. Wreszcie wszyscy szczęśliwi. Piękny rozdział i piękna sukienka ślubna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeden ślub za nami, a ja już czekam na drugi! Cieszę się, że wszystko sobie wytłumaczyli i już nie drą kotów. + śliczna suknia *.*

    OdpowiedzUsuń