4
kwiecień 2006, wtorek
Marcin
Jak
opisać ból, przez który tracisz wszystko co miałeś dotychczas?
Ból który nie boli już fizycznie, ale siedzi w psychice i za
cholere nie chce zniknąć. Ból, który odbiera ci wszystko: prace,
radość z życia, jego sens. Ból spowodowany przez głupi skok.
Skok który przekreślił mnie na pół roku. Pół roku bez piłki,
bez treningów, bez normalnego samodzielnego życia. Pół roku
spędzone w Łodzi, w mojej rodzinnej Łodzi. W mieście, które
kocham najbardziej na świecie. W miejscu, gdzie po raz pierwszy się
całowałem, gdzie chodziłem do podstawówki, a potem do mojego
kochanego XXV liceum im. Stefana Żeromskiego. A potem...
No
właśnie, dalej to już tak kolorowo nie było. Skończyła się
moja beztroska przygoda z piłką, a zaczęła się wielka kariera
piłkarska. W zasadzie to zaczęła się już w liceum bo zacząłem
grać w pierwszej jedenastce Widzewa. Jako dziewiętnastolatek grałem
już w niemieckiej Bundeslidze, a dwa lata temu trafiłem do
Arsenalu, gdzie gram do teraz. Właśnie do teraz... Bo teraz to ja
mam nogę w gipsie na co najmniej jeszcze dwa miesiące. Dobrze że
dzięki panu Darkowi, naszemu sąsiadowi gips mam zmieniany co
tydzień bo bym tego nie wytrzymał.
Z drugiej strony to się nawet ciesze, że jestem tu w Łodzi, a nie
w Londynie sam jak palec. Tu mam wszystkich. Jest tata, jest mama bo
akurat niczego nie kręci. Szkoda, że nie ma Weroniki i Karoliny,
mogliby być jeszcze Aga i Paweł, czyli nasza stara paczka. Ale co
zrobisz, oni mają własne życie, studia na głowie. Niby po co
wszyscy mieliby sobie zawracać głowę mną. Dobrze, że w domu są
chociaż rodzice...Właśnie ktoś puka do drzwi:
- Marcinku
gościa masz. Agnieszka przyszła. Zejdziesz jakoś na dół czy
prosić ją tutaj?
- Co?
Jak to? To Aga jest w domu?
-
No skoro tu do ciebie przyszła to najwyraźniej
przyjechała. To co prosić?
-
Jeśli możesz to tak. Nie chce mi się schodzić na dół.
Moja
mama... No po prostu uwielbiam ją. Ona zawsze wie co
powiedzieć, co zrobić. Mimo że jest sławna to nigdy się
nie wywyższa czy coś... Zawsze była i jest taka otwarta
i przemiła dla nawet nieznanych sobie ludzi. Jak jeszcze
dobrze pamiętam to chyba zaraz po przeprowadzce tu, do
Łodzi zaprosiła rodziców Agnieszki i Pawła do nas na
kolacje, żeby się lepiej poznać. Mama od razu
zaprzyjaźniła się z panią Marzeną, a tata z panem
Darkiem. Ale wracając do Agi...
-
Marcin, ruszaj swój być może i zgrabny tyłek i pakuj
jakieś manatki, wychodzimy.
- Co???
Ja nigdzie z tobą nie wychodzę. Przykro mi, ale nawet nie byliśmy
umówieni, a wiesz ja za bardzo przystojny jestem, żeby od tak
sobie do mnie wpadać i mówić mi, że gdzieś wychodzę... A tak
poważnie to nie mam ochoty na takie wojaże i noga mnie boli.
Sorry, ale ja odpadam.
Odpowiedziałem
jej na odczepnego. Kurde no normalnie mnie zadziwiła pierwszy raz
powiedziała mi jakiś komplement. Ciekawe czy na prawdę sądzi, że
mam zgrabny tyłek? Ale co mnie to obchodzi.
- Oj
nie murudaj mi tutaj. Gdzie masz walizkę albo jakąś torbę
podróżną?
- A
czy ja się zgodziłem??? Dobra, dobra, a teraz powiedz mi gdzie my
się wybieramy?
- No
jak to gdzie? Do centrum, do mojego mieszkania... I od razu Cie
uprzedzam, żebyś sobie nie wiadomo co nie pomyślał,
wnioskując po twoim wzroku umieszczonym na moim tyłku, że nie
będziemy tam sami.
- Co..?
A ja liczyłem na upojną noc ze śniadaniem. Dobra a tak na
poważnie to kto jeszcze będzie?
- Ooo
dużo by mówić. Nie no tak na serio to będą twoje siostry i
Paweł. W zasadzie to cała nasza stara paczka.
- Czekaj...
Jak to cała stara paczka? Z tego co mi wiadomo to Weronika kręci
chyba jeszcze jakiś tam serial, a Karolina ma wykłady na
uczelni, Paweł zresztą chyba też, a więc... Nie rozumiem.
- Potwierdzam
twoje informacje, tylko ty za pewne nie wiesz jeszcze, że te
nasze gorsze połówki, a w twoim przypadku to... nie wiem jak to
nazwać... o wiem... karykatury... haha... No nie patrz się tak
na mnie. A wracając do tematu to te nasze karykatury, za moją
namową
postanowiły przedłużyć sobie przerwę świąteczną i wpadają
do mnie do mieszkania na ponad tydzień, a ty jedziesz tam ze mną
już teraz.
- Ale...
- Oj
nie gadaj już tylko bierz się za pakowanie.
No
i jak ja mam się jej sprzeciwić? No jak? Skoro patrzy się na mnie
tymi swoimi zielonymi, dużymi oczami, które na dodatek słodko się
do mnie uśmiechają i mają w sobie takie iskierki. Iskierki,
których nie widziałem od prawie czterech miesięcy. Wtedy to
ostatni raz się widzieliśmy, na święta przyleciałem do Łodzi, a
na kolacji wigilijnej była cała rodzina Agnieszki z nią na czele.
- No
dobra. Już się tak na mnie nie patrz. Pojadę z tobą . Tylko mam
warunek.
- Jaki?
- Taki
– przystawiłem palec do swojego prawego policzka – Tutaj...
- Jesteś
okropny...
Po
wymienieniu jeszcze kilku epitetów jaki to jestem,
pocałowała mnie. Tylko, że w tym momencie do pokoju
weszła moja mama:
- Dzieci....
To ja Wam nie będę przeszkadzać... Już sobie idę.
- Nie,
mamo to nie tak jak myślisz...Mam prośbę pokarzesz Adze gdzie są
moje walizki?
- Jakie
walizki? Wybierasz się gdzieś?
- Pani
Aniu, niech się pani nie martwi. Zabieram Marcina do mnie do
mieszkania na tydzień, jeśli się pani oczywiście na to
zgodzi?
- A
co ja mam do gadania. Mi to nawet na rękę, może uda ci się
Agusiu tego mojego synka rozweselić. A będziecie tam sami?
- A
to pani nie wie?... Mają
wpaść do mnie pani córki i jeszcze mój brat.
- A
to rzeczywiście nie wiedziałam, ale co zrobisz. W końcu obie są
już dorosłe, nie muszą mi o wszystkim mówić.
- Mamo
wiesz jakie one są... A tak poza tym to dobrze wiesz, że wszyscy
razem to się chyba widzieliśmy jakieś dwa lata temu. Zrozum
nas... Ale mogę Ci obiecać, że święta spędzimy wszyscy
razem, tu w Łodzi.
- Nie
ma nawet innej opcji. Agniesiu chodź ze mną to dam Ci walizki
Marcina.
- Dobrze,
to chodźmy. A ty bierz się za szykowanie ciuchów.
I
wyszły obie po te walizki. Aga jest naiwna jeśli myśli,
że wezmę się za coś. Jeśli chce mnie zabrać ze sobą
to się musi jeszcze trochę postarać. Niech nie myśli
sobie, że zrobię dla niej wszystko. Co to, to nie. Gdy
przyszła z powrotem nawet się na mnie nie wydarła, tylko
spokojnie zabrała się za pakowanie moich rzeczy.
Postanowiłem jej pomóc żeby mieć jakąś kontrole nad
tym co pakowała. W końcu to ja będę w tym wszystkim
chodził. Mimo mojej nogi jakoś starałem się ją
rozweselić, co nie było łatwe, ale udało się. Potem to
już oboje mieliśmy przy pakowaniu niezły ubaw. Gdy
wreszcie wychodziliśmy z domu mama dała nam trochę
wałówki żebyśmy z głodu nie umarli. Przestrzegła nas
jeszcze abyśmy jechali wolno i ostrożnie. Wyruszyliśmy.
Weronika
- I
kamera stop – krzyknął reżyser. Jak ja się ciesze, że to już
koniec tych zdjęć, że wreszcie mogę spokojnie wrócić do domu,
a właściwie to nie do domu tylko do Agi jechać. Jestem tak
padnięta jakby to była jakaś wielka produkcja, a to tylko cztery
odcinki polskiego serialu. Muszę chyba gdzieś wyjechać po
świętach i gdzieś się zaszyć tak na dwa tygodnie nad ciepłym
morzem. Ale cóż to dopiero po świętach, teraz trochę odsapnę
w Łodzi, potem święta i mnie nie ma. Wreszcie będę, mogła
odpocząć od tej całej bandy i zamieszania wokół mnie.
Po tym
projekcie, który się właśnie zakończył, będę mieć około
pięć miesięcy tylko dla siebie, dla rodziny i przyjaciół. A
dlaczego aż tyle? Ponieważ następny projekt zaczynam dopiero we
wrześniu, tylko wcześniej muszę się scenariusza nauczyć, ale
to dla mnie pestka. Dzięki mamie scenariusze same wpadają mi do
głowy. Tak bardzo cieszę się na te dni spędzone w Łodzi z
naszą dawną paczką, czyli moim rodzeństwem i Michalskimi. Mamy
się odstresować, zalać smutki, zabawić się i zapamiętać te
dni na długo. Tak Aga reklamowała ten tydzień u niej. Jezu znowu
ktoś dzwoni. O to mój Tomek.
- No
hej misiu.
- Hej
kochanie. Skończyłaś już zdjęcia?
- No
właśnie skończyłam, a co tam?
- To
może podjadę po Ciebie i spędzimy razem miły wieczór,
pójdziemy na kolacje, a nasze spotkanie zakończymy jutro
śniadaniem? Co ty na to?
- Tomek,
ale ja nie mam za bardzo czasu. Jadę...
- Jak
to? Nie masz czasu dla mnie? A może nie chcesz się ze mną
spotkać bo masz już inne plany na wieczór, a w zasadzie może
na noc! Może się już umówiłaś z tym twoim aktorzyną, co?!
- O
nie! Tak to ja z tobą rozmawiać nie będę! Dobrze wiesz, że
mnie i Piotrka łączy tylko praca. Jak się zastanowisz nad tym
co przed chwilą powiedziałeś to dopiero zadzwoń.
I
rozłączyłam się. Nie ma szans, żebym ja tak z nim dalej
rozmawiała. Jak on w ogóle może tak do mnie mówić. Przecież ja
nawet nigdy nie myślałam o tym, żeby go zdradzić, a okazje ku
temu były, ale ja zawsze się powstrzymywałam. Tomek zaczyna
strasznie ingerować w moje życie. Ja rozumiem, jesteśmy razem, ale
oboje wiemy, że ten związek jest na pokaz. Ja, poza przyjaźnią,
nic do niego nie czuje. Tomek na każdym kroku posądza mnie o
zdradę, a to ja mam większe ku temu powody. Przecież to on jeździ
na te swoje koncerty, w trasy. Mało to jest tam jego fanek czy
młodocianych dziewuch, które tylko czekają na okazje żeby
wskoczyć do łóżka jakiegoś znanego faceta. Znam takie. Niestety.
To
ja powinnam mieć do niego pretensje, bo nie ma go w domu, bo jest
zmęczony koncertami... Ale oczywiście jak mi coś wypadnie, to już
go niby zdradzam. A jak się za to obraża na mnie. No normalnie wali
jak już jestem w domu to się nie odzywa albo jeszcze inne rzeczy
wymyśla. Mam go już powoli dosyć... Moja komórka wydobywa z
siebie dźwięki ogłaszające przyjścia SMS-a. Szukam jej w mojej
wieeeelkiej torbie, w której wydaje mi się, że jest tam wszystko
co na daną chwile nie jest potrzebne. Ale cóż, w końcu jestem
kobietą i mam swoje potrzeby. Po chwili znajduję ją i czytam:
„Hej
siostra:) Wpadniesz po mnie na uczelnie i razem pojedziemy do Łodzi?”
To
Karolina. Szybko odpisałam jej:
„Oczywiście,
że wpadnę. Powiedz tylko o której?”
„Zajęcia
kończę o 16.00. Czekam i całuje. Do zobaczenia;)”
Chociaż
tyle dobrego. Cieszę się że dałam się namówić Adze na ten
przyjazd do niej. Wreszcie będziemy mogli spotkać się w starym
gronie. Ale cóż, to dopiero wieczorem. W tej chwili to mam wielką
ochotę na... zakupy! Mam na nie tylko dwie godziny ale powinnam się
wyrobić, że by odebrać Karoline. Muszę kupić coś fajnego
właśnie jej, mojemu narwanemu braciszkowi, Klaudii i miejmy
nadzieje, przyszłemu prawnikowi, Pawłowi. Po drodze chyba wstąpię
do monopolowego po coś mocniejszego. W końcu nie wypada iść w
gościnę z pustymi rękoma.
Karolina
- … Pani
Karolino, odpowie mi pani na moje pytanie, zamiast wpatrywać swój
wzrok w swój telefon?
- Słucham???
Mógłby pan je powtórzyć?
- No
niestety nie mógłbym powtórzyć. Radziłbym pani zacząć uważać
na moich wykładach. U mnie samo nazwisko nie zda egzaminu.
Jezu
co za typ. Znowu mnie przyłapał jak z kimś pisałam. Czy ten
Kornatowski to nie widzi innych studentów? Czy tylko ja jestem na
tej sali? Ja widzę tu jeszcze jakieś pięćdziesiąt osób. Czy on
zawsze musi przyczepić się do mnie? Albo mnie podrywa i notorycznie
dostaje kosza, albo się na mnie wyżywa i jest chamski w stosunku do
mnie. Ostatnio nic mi się nie udaje, wręcz przeciwnie wszystko mi
się wali na głowę. Filip jest cholernie zazdrosny, Kornatowski się
delikatnie do mnie dobiera, z przyjaciółmi to już prawie w ogóle
straciłam kontakt. Wszystko jest do dupy. Dobrze, że przynajmniej
już dziś wieczorem spotkam się z tymi najbliższymi. Cały wykład
ciągnął mi się niemiłosiernie długo, prawie na nim zasnęłam,
ale wreszcie się skończył i mogłam wyjść z tej okropnej sali.
Mam nadzieje, że Weronika już na mnie czeka. Słyszę znajomą
melodyjkę. Kto się to mnie teraz dobija?
- Tak,
słucham.
- Cześć
myszko. Skończyłaś już?
- No,
właśnie wyszłam na zewnątrz. A co tam?
- Może
mógłbym wpaść po ciebie, co? Wieczorem może poszlibyśmy do
jakiegoś klubu?
- Jejku...
Filip... Weronika po mnie wpadnie bo...
- Po
co niby ona tu? Przecież ja mogę cię odebrać. Odwołaj to
natychmiast!
- Nie,
nie odwołam tego. Może zapomniałam ci powiedzieć, ale Agnieszka nas zaprosiła do siebie, do mieszkania. Dlatego Weronika ma po
mnie przyjechać i razem tam pojedziemy.
- Co?!
Ty chyba sobie żartujesz, co? A co ja mam tu w Warszawie sam robić?
- Nie
wiem. Ja już postanowiłam. W Łodzi zostaje do Świąt. Jak
będziesz chciał to przyjedź.
- Ty
chyba mnie w konia robisz! I co, tak po prostu mnie tu samego
zostawisz na dwa tygodnie?! Jeśli myślisz, że jak już wrócisz
do Wawy i przyjdziesz pod moje mieszkanie i że cię wpuszczę, to
się mylisz. Wole znaleźć sobie kogoś, kto będzie ze mną, a
nie ze swoimi psiapsiółkami.
- Co?
Co ty gadasz? Ja cię przecież kocham!
- Ale
ja już chyba nie. Masz wybór. Na razie...
I
tak po prostu się rozłączył. Czuje jak po moich policzkach
zaczynają spływać w dół gorzkie łzy. Jak on mnie mógł w ogóle
tak nazwać? Przecież jeszcze nie dawno mówił mi, że mnie kocha
ponad życie. Jak mógł się w tak krótkim czasie zmienić. Ja na
początku naszej znajomości po prostu chciałam z nim być bo mi
imponował, ale kilka dni temu zrozumiałam, że i ja coś do niego
czuje. Ja... pokochałam go. Chciałam mu o tym nawet powiedzieć,
zrobić jakąś kolacje czy coś, ale wtedy zadzwoniła Klaudia z tym
swoim pomysłem na wyjazd. Zaprzątnęłam swoje myśli tą sprawą.
Potem nie było jakoś okazji, że by mu o tym powiedzieć. To jego
nie było w mieszkaniu, to mnie. Dlaczego to życie jest takie
popieprzone?
Jeszcze
SMS mi przyszedł:
„Przepraszam,
straszne korki. Będę za 10 minut.”
Koniec
**************************
No to pierwszy rozdział za mną... Myślę, ze sie spodoba... Nie cierpię początków, bo moim zdaniem są nudne, ale to tylko MOJE zdanie... Mam jeszcze pytanie. Co ile dni powinnam coś tu publikować? Ja osobiście sądzę, że będzie ok, jak będzie się tu pojawiać średnio co pięć dni. Co do rozdziału to nie za dużo się jeszcze dzieje...
Jakieś pytania - moje gg 1569793
Pozdrawiam,
Dzuzeppe
Jest spoko, wiadomo, początki zawsze są trudne ;)
OdpowiedzUsuń