wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 1


                                                              Piosenka :)

4 kwiecień 2006, wtorek

Marcin

     Jak opisać ból, przez który tracisz wszystko co miałeś dotychczas? Ból który nie boli już fizycznie, ale siedzi w psychice i za cholere nie chce zniknąć. Ból, który odbiera ci wszystko: prace, radość z życia, jego sens. Ból spowodowany przez głupi skok. Skok który przekreślił mnie na pół roku. Pół roku bez piłki, bez treningów, bez normalnego samodzielnego życia. Pół roku spędzone w Łodzi, w mojej rodzinnej Łodzi. W mieście, które kocham najbardziej na świecie. W miejscu, gdzie po raz pierwszy się całowałem, gdzie chodziłem do podstawówki, a potem do mojego kochanego XXV liceum im. Stefana Żeromskiego. A potem...

      No właśnie, dalej to już tak kolorowo nie było. Skończyła się moja beztroska przygoda z piłką, a zaczęła się wielka kariera piłkarska. W zasadzie to zaczęła się już w liceum bo zacząłem grać w pierwszej jedenastce Widzewa. Jako dziewiętnastolatek grałem już w niemieckiej Bundeslidze, a dwa lata temu trafiłem do Arsenalu, gdzie gram do teraz. Właśnie do teraz... Bo teraz to ja mam nogę w gipsie na co najmniej jeszcze dwa miesiące. Dobrze że dzięki panu Darkowi, naszemu sąsiadowi gips mam zmieniany co tydzień bo bym tego nie wytrzymał.

      Z drugiej strony to się nawet ciesze, że jestem tu w Łodzi, a nie w Londynie sam jak palec. Tu mam wszystkich. Jest tata, jest mama bo akurat niczego nie kręci. Szkoda, że nie ma Weroniki i Karoliny, mogliby być jeszcze Aga i Paweł, czyli nasza stara paczka. Ale co zrobisz, oni mają własne życie, studia na głowie. Niby po co wszyscy mieliby sobie zawracać głowę mną. Dobrze, że w domu są chociaż rodzice...Właśnie ktoś puka do drzwi:

    - Marcinku gościa masz. Agnieszka przyszła. Zejdziesz jakoś na dół czy prosić ją tutaj?
    - Co? Jak to? To Aga jest w domu?
    - No skoro tu do ciebie przyszła to najwyraźniej przyjechała. To co prosić?
    - Jeśli możesz to tak. Nie chce mi się schodzić na dół.

          Moja mama... No po prostu uwielbiam ją. Ona zawsze wie co powiedzieć, co zrobić. Mimo że jest sławna to nigdy się nie wywyższa czy coś... Zawsze była i jest taka otwarta i przemiła dla nawet nieznanych sobie ludzi. Jak jeszcze dobrze pamiętam to chyba zaraz po przeprowadzce tu, do Łodzi zaprosiła rodziców Agnieszki i Pawła do nas na kolacje, żeby się lepiej poznać. Mama od razu zaprzyjaźniła się z panią Marzeną, a tata z panem Darkiem. Ale wracając do Agi...

    - Marcin, ruszaj swój być może i zgrabny tyłek i pakuj jakieś manatki, wychodzimy.
    - Co??? Ja nigdzie z tobą nie wychodzę. Przykro mi, ale nawet nie byliśmy umówieni, a wiesz ja za bardzo przystojny jestem, żeby od tak sobie do mnie wpadać i mówić mi, że gdzieś wychodzę... A tak poważnie to nie mam ochoty na takie wojaże i noga mnie boli. Sorry, ale ja odpadam.

      Odpowiedziałem jej na odczepnego. Kurde no normalnie mnie zadziwiła pierwszy raz powiedziała mi jakiś komplement. Ciekawe czy na prawdę sądzi, że mam zgrabny tyłek? Ale co mnie to obchodzi.

Oj nie murudaj mi tutaj. Gdzie masz walizkę albo jakąś torbę podróżną?
- A czy ja się zgodziłem??? Dobra, dobra, a teraz powiedz mi gdzie my się wybieramy?
- No jak to gdzie? Do centrum, do mojego mieszkania... I od razu Cie uprzedzam, żebyś sobie nie wiadomo co nie pomyślał, wnioskując po twoim wzroku umieszczonym na moim tyłku, że nie będziemy tam sami.
- Co..? A ja liczyłem na upojną noc ze śniadaniem. Dobra a tak na poważnie to kto jeszcze będzie?
- Ooo dużo by mówić. Nie no tak na serio to będą twoje siostry i Paweł. W zasadzie to cała nasza stara paczka.
- Czekaj... Jak to cała stara paczka? Z tego co mi wiadomo to Weronika kręci chyba jeszcze jakiś tam serial, a Karolina ma wykłady na uczelni, Paweł zresztą chyba też, a więc... Nie rozumiem.
- Potwierdzam twoje informacje, tylko ty za pewne nie wiesz jeszcze, że te nasze gorsze połówki, a w twoim przypadku to... nie wiem jak to nazwać... o wiem... karykatury... haha... No nie patrz się tak na mnie. A wracając do tematu to te nasze karykatury, za moją namową postanowiły przedłużyć sobie przerwę świąteczną i wpadają do mnie do mieszkania na ponad tydzień, a ty jedziesz tam ze mną już teraz.
- Ale...
- Oj nie gadaj już tylko bierz się za pakowanie.

      No i jak ja mam się jej sprzeciwić? No jak? Skoro patrzy się na mnie tymi swoimi zielonymi, dużymi oczami, które na dodatek słodko się do mnie uśmiechają i mają w sobie takie iskierki. Iskierki, których nie widziałem od prawie czterech miesięcy. Wtedy to ostatni raz się widzieliśmy, na święta przyleciałem do Łodzi, a na kolacji wigilijnej była cała rodzina Agnieszki z nią na czele.

No dobra. Już się tak na mnie nie patrz. Pojadę z tobą . Tylko mam warunek.
- Jaki?
- Taki – przystawiłem palec do swojego prawego policzka – Tutaj...
- Jesteś okropny...

      Po wymienieniu jeszcze kilku epitetów jaki to jestem, pocałowała mnie. Tylko, że w tym momencie do pokoju weszła moja mama:

- Dzieci.... To ja Wam nie będę przeszkadzać... Już sobie idę.
- Nie, mamo to nie tak jak myślisz...Mam prośbę pokarzesz Adze gdzie są moje walizki?
- Jakie walizki? Wybierasz się gdzieś?
- Pani Aniu, niech się pani nie martwi. Zabieram Marcina do mnie do mieszkania na tydzień, jeśli się pani oczywiście na to zgodzi?
- A co ja mam do gadania. Mi to nawet na rękę, może uda ci się Agusiu tego mojego synka rozweselić. A będziecie tam sami?
- A to pani nie wie?... Mają wpaść do mnie pani córki i jeszcze mój brat.
- A to rzeczywiście nie wiedziałam, ale co zrobisz. W końcu obie są już dorosłe, nie muszą mi o wszystkim mówić.
- Mamo wiesz jakie one są... A tak poza tym to dobrze wiesz, że wszyscy razem to się chyba widzieliśmy jakieś dwa lata temu. Zrozum nas... Ale mogę Ci obiecać, że święta spędzimy wszyscy razem, tu w Łodzi.
- Nie ma nawet innej opcji. Agniesiu chodź ze mną to dam Ci walizki Marcina.
- Dobrze, to chodźmy. A ty bierz się za szykowanie ciuchów.

      I wyszły obie po te walizki. Aga jest naiwna jeśli myśli, że wezmę się za coś. Jeśli chce mnie zabrać ze sobą to się musi jeszcze trochę postarać. Niech nie myśli sobie, że zrobię dla niej wszystko. Co to, to nie. Gdy przyszła z powrotem nawet się na mnie nie wydarła, tylko spokojnie zabrała się za pakowanie moich rzeczy. Postanowiłem jej pomóc żeby mieć jakąś kontrole nad tym co pakowała. W końcu to ja będę w tym wszystkim chodził. Mimo mojej nogi jakoś starałem się ją rozweselić, co nie było łatwe, ale udało się. Potem to już oboje mieliśmy przy pakowaniu niezły ubaw. Gdy wreszcie wychodziliśmy z domu mama dała nam trochę wałówki żebyśmy z głodu nie umarli. Przestrzegła nas jeszcze abyśmy jechali wolno i ostrożnie. Wyruszyliśmy.


Weronika

I kamera stop – krzyknął reżyser. Jak ja się ciesze, że to już koniec tych zdjęć, że wreszcie mogę spokojnie wrócić do domu, a właściwie to nie do domu tylko do Agi jechać. Jestem tak padnięta jakby to była jakaś wielka produkcja, a to tylko cztery odcinki polskiego serialu. Muszę chyba gdzieś wyjechać po świętach i gdzieś się zaszyć tak na dwa tygodnie nad ciepłym morzem. Ale cóż to dopiero po świętach, teraz trochę odsapnę w Łodzi, potem święta i mnie nie ma. Wreszcie będę, mogła odpocząć od tej całej bandy i zamieszania wokół mnie. 

      Po tym projekcie, który się właśnie zakończył, będę mieć około pięć miesięcy tylko dla siebie, dla rodziny i przyjaciół. A dlaczego aż tyle? Ponieważ następny projekt zaczynam dopiero we wrześniu, tylko wcześniej muszę się scenariusza nauczyć, ale to dla mnie pestka. Dzięki mamie scenariusze same wpadają mi do głowy. Tak bardzo cieszę się na te dni spędzone w Łodzi z naszą dawną paczką, czyli moim rodzeństwem i Michalskimi. Mamy się odstresować, zalać smutki, zabawić się i zapamiętać te dni na długo. Tak Aga reklamowała ten tydzień u niej. Jezu znowu ktoś dzwoni. O to mój Tomek.

- No hej misiu.
- Hej kochanie. Skończyłaś już zdjęcia?
- No właśnie skończyłam, a co tam?
- To może podjadę po Ciebie i spędzimy razem miły wieczór, pójdziemy na kolacje, a nasze spotkanie zakończymy jutro śniadaniem? Co ty na to?
- Tomek, ale ja nie mam za bardzo czasu. Jadę...
- Jak to? Nie masz czasu dla mnie? A może nie chcesz się ze mną spotkać bo masz już inne plany na wieczór, a w zasadzie może na noc! Może się już umówiłaś z tym twoim aktorzyną, co?!
- O nie! Tak to ja z tobą rozmawiać nie będę! Dobrze wiesz, że mnie i Piotrka łączy tylko praca. Jak się zastanowisz nad tym co przed chwilą powiedziałeś to dopiero zadzwoń.

      I rozłączyłam się. Nie ma szans, żebym ja tak z nim dalej rozmawiała. Jak on w ogóle może tak do mnie mówić. Przecież ja nawet nigdy nie myślałam o tym, żeby go zdradzić, a okazje ku temu były, ale ja zawsze się powstrzymywałam. Tomek zaczyna strasznie ingerować w moje życie. Ja rozumiem, jesteśmy razem, ale oboje wiemy, że ten związek jest na pokaz. Ja, poza przyjaźnią, nic do niego nie czuje. Tomek na każdym kroku posądza mnie o zdradę, a to ja mam większe ku temu powody. Przecież to on jeździ na te swoje koncerty, w trasy. Mało to jest tam jego fanek czy młodocianych dziewuch, które tylko czekają na okazje żeby wskoczyć do łóżka jakiegoś znanego faceta. Znam takie. Niestety.

      To ja powinnam mieć do niego pretensje, bo nie ma go w domu, bo jest zmęczony koncertami... Ale oczywiście jak mi coś wypadnie, to już go niby zdradzam. A jak się za to obraża na mnie. No normalnie wali jak już jestem w domu to się nie odzywa albo jeszcze inne rzeczy wymyśla. Mam go już powoli dosyć... Moja komórka wydobywa z siebie dźwięki ogłaszające przyjścia SMS-a. Szukam jej w mojej wieeeelkiej torbie, w której wydaje mi się, że jest tam wszystko co na daną chwile nie jest potrzebne. Ale cóż, w końcu jestem kobietą i mam swoje potrzeby. Po chwili znajduję ją i czytam:

Hej siostra:) Wpadniesz po mnie na uczelnie i razem pojedziemy do Łodzi?”

    To Karolina. Szybko odpisałam jej:
    Oczywiście, że wpadnę. Powiedz tylko o której?”

Zajęcia kończę o 16.00. Czekam i całuje. Do zobaczenia;)”

      Chociaż tyle dobrego. Cieszę się że dałam się namówić Adze na ten przyjazd do niej. Wreszcie będziemy mogli spotkać się w starym gronie. Ale cóż, to dopiero wieczorem. W tej chwili to mam wielką ochotę na... zakupy! Mam na nie tylko dwie godziny ale powinnam się wyrobić, że by odebrać Karoline. Muszę kupić coś fajnego właśnie jej, mojemu narwanemu braciszkowi, Klaudii i miejmy nadzieje, przyszłemu prawnikowi, Pawłowi. Po drodze chyba wstąpię do monopolowego po coś mocniejszego. W końcu nie wypada iść w gościnę z pustymi rękoma.


Karolina

Pani Karolino, odpowie mi pani na moje pytanie, zamiast wpatrywać swój wzrok w swój telefon?
- Słucham??? Mógłby pan je powtórzyć?
- No niestety nie mógłbym powtórzyć. Radziłbym pani zacząć uważać na moich wykładach. U mnie samo nazwisko nie zda egzaminu.

      Jezu co za typ. Znowu mnie przyłapał jak z kimś pisałam. Czy ten Kornatowski to nie widzi innych studentów? Czy tylko ja jestem na tej sali? Ja widzę tu jeszcze jakieś pięćdziesiąt osób. Czy on zawsze musi przyczepić się do mnie? Albo mnie podrywa i notorycznie dostaje kosza, albo się na mnie wyżywa i jest chamski w stosunku do mnie. Ostatnio nic mi się nie udaje, wręcz przeciwnie wszystko mi się wali na głowę. Filip jest cholernie zazdrosny, Kornatowski się delikatnie do mnie dobiera, z przyjaciółmi to już prawie w ogóle straciłam kontakt. Wszystko jest do dupy. Dobrze, że przynajmniej już dziś wieczorem spotkam się z tymi najbliższymi. Cały wykład ciągnął mi się niemiłosiernie długo, prawie na nim zasnęłam, ale wreszcie się skończył i mogłam wyjść z tej okropnej sali. Mam nadzieje, że Weronika już na mnie czeka. Słyszę znajomą melodyjkę. Kto się to mnie teraz dobija?

Tak, słucham.
- Cześć myszko. Skończyłaś już?
- No, właśnie wyszłam na zewnątrz. A co tam?
- Może mógłbym wpaść po ciebie, co? Wieczorem może poszlibyśmy do jakiegoś klubu?
- Jejku... Filip... Weronika po mnie wpadnie bo...
- Po co niby ona tu? Przecież ja mogę cię odebrać. Odwołaj to natychmiast!
- Nie, nie odwołam tego. Może zapomniałam ci powiedzieć, ale Agnieszka nas zaprosiła do siebie, do mieszkania. Dlatego Weronika ma po mnie przyjechać i razem tam pojedziemy.
- Co?! Ty chyba sobie żartujesz, co? A co ja mam tu w Warszawie sam robić?
- Nie wiem. Ja już postanowiłam. W Łodzi zostaje do Świąt. Jak będziesz chciał to przyjedź.
- Ty chyba mnie w konia robisz! I co, tak po prostu mnie tu samego zostawisz na dwa tygodnie?! Jeśli myślisz, że jak już wrócisz do Wawy i przyjdziesz pod moje mieszkanie i że cię wpuszczę, to się mylisz. Wole znaleźć sobie kogoś, kto będzie ze mną, a nie ze swoimi psiapsiółkami.
- Co? Co ty gadasz? Ja cię przecież kocham!
- Ale ja już chyba nie. Masz wybór. Na razie...

      I tak po prostu się rozłączył. Czuje jak po moich policzkach zaczynają spływać w dół gorzkie łzy. Jak on mnie mógł w ogóle tak nazwać? Przecież jeszcze nie dawno mówił mi, że mnie kocha ponad życie. Jak mógł się w tak krótkim czasie zmienić. Ja na początku naszej znajomości po prostu chciałam z nim być bo mi imponował, ale kilka dni temu zrozumiałam, że i ja coś do niego czuje. Ja... pokochałam go. Chciałam mu o tym nawet powiedzieć, zrobić jakąś kolacje czy coś, ale wtedy zadzwoniła Klaudia z tym swoim pomysłem na wyjazd. Zaprzątnęłam swoje myśli tą sprawą. Potem nie było jakoś okazji, że by mu o tym powiedzieć. To jego nie było w mieszkaniu, to mnie. Dlaczego to życie jest takie popieprzone?
Jeszcze SMS mi przyszedł:

Przepraszam, straszne korki. Będę za 10 minut.”

Koniec
**************************
No to pierwszy rozdział za mną...  Myślę, ze sie spodoba... Nie cierpię początków, bo moim zdaniem są nudne, ale to tylko MOJE zdanie... Mam jeszcze pytanie. Co ile dni powinnam coś tu publikować? Ja osobiście sądzę, że będzie ok, jak będzie się tu pojawiać średnio co pięć dni. Co do rozdziału to nie za dużo się jeszcze dzieje... 
Jakieś pytania -  moje gg 1569793
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe 

1 komentarz: